Słowacki Spisz i Pieniny rowerowo.

Był ciepły, wrześniowy dzień. To była wyprawa sprzed ponad roku. Niektóre rzeczy czasem siedzą mocniej w pamięci i nie muszą być to Londyny, Paryże i Rzymy. Najbliżej nas znajdziemy miejsca z urokiem, swojską atmosferą i spokojem, którego pewno wielu z nam brakuje. 
Przełom Dunajca (fot. Włóczykij)
Trzy Korony (fot. Włóczykij)

A więc wrześniowa sobota. Ruszyłem rowerem ze Szczawnicy na Słowację, w Pieniny i Magurę Spiską. Tą najbliższą zagranicę. Przede mną był przełom Dunajca. Na początku powitały mnie strome ściany Sokolicy i przejście graniczne. Rzeka  tego dnia płynęła nieśpiesznym nurtem. Był jeszcze ranek, więc turystów na Drodze Pienińskiej do Czerwonego Klasztoru jeszcze niewiele. Po drzewach dało się zauważyć pierwsze objawy jesieni. Znowu przyroda zrobiła okrąg w swoich corocznym rytmie.Wreszcie dotarłem do pierwszej słowackiej wsi. Červený Kláštor to najbardziej turystyczna miejscowość po słowackiej stronie Pienin. Zabytkowy kompleks klasztorny, pole namiotowe, kilka sklepów, scena muzyczna i ten słynny widok na Trzy Korony z każdego oklepanego przewodnika turystycznego. 
W głębi Słowacji (fot. Włóczykij)
Zakamarki w Spiskiej Starej Wsi (fot. Włóczykij)
Tutaj zaczyna się asfalt, który prowadzi wgłąb kraju. Lechnica, Majere, Tridsiatok, czy Spišská Stará Ves. Ta ostatnia to niewielkie miasteczko, trochę senne. Po głównej drodze co kilka minut jakiś stary samochód przejechał. Pod parasolkami przy otwartym barze siedziało dwóch mężczyzn popijając coś mocniejszego. Kilkoro nastolatków na rowerach przemierzało główny plac wte i wewte. Starsza pani z wiązanką kwiatów udawała się na cmentarz za kościołem. Wszędzie panowała jeszcze wakacyjna cisza - dało się słyszeć szum rzeki i odgłosy życia z domów mieszkańców. 
Z Lesnickiego Sedla (fot. Włóczykij)
Wróciłem się do Czerwonego Klasztoru. Skręciłem w stronę Starej Lubowni, w drogę wojewódzką. Sytuacja na trasie niewiele bardziej ruchliwa niż w Spiskiej Starej Wsi. Kolejne wioski. Haligovce, Velky Lipnik, a potem skręciłem na Lesnicę. Droga pięła się ostro pod górę, w pełnym popołudniowym słońcu pot ściekał intensywnymi strumieniami po plecach. Wysiłek został nagrodzony na Lesnickim Sedlu - widokowej przełęczy z małym sklepikiem i ławkami na odpoczynek. Tatry, Magura Spiska, Podhale, Małe Pieniny, Beskidy na wschodzie. By uchwycić wszystkie detale panoramy potrzeba wielu chwil. Potem czekała na mnie stroma jazdy na dół do głębokiej doliny, w której ostatnia wieś na mnie czekała - Lesnica. Niewielka rzędówka położona wzdłuż Lesnickiego Potoka. Na podwórkach bawiące się dzieci. Na ławce pod kościołem starsze kobiety bacznie obserwujące każdego turystę pieszego i rowerowego. Mężczyzna pchający dwukołowy wózek z deskami i złomem. Plotkujące sprzedawczynie, które wyszły na papierosa przed sklep. Prostotę życia da się tutaj poczuć wyjątkowo łatwo. 
Centrum Lesnicy (fot. Włóczykij)
(fot. Włóczykij)
Bystrzyk od strony Słowackiej (fot. Włóczykij)
Zjechałem rowerem z powrotem do doliny Dunajca. Widok wysokiej ściany Sokolicy, który mnie witał rano, późnym popołudniem mnie pożegnał. Po chwili zobaczyłem pierwsze tablice z napisami "finansowane z UE". Wiedziałem, że jestem już w Polsce.




Komentarze

  1. Fajnie opisujesz swoje wyjazdy - dodaję do listy czytanych blogów ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. dzięki - polonistą nie jestem, więc staram się krótko, plastycznie i konkretnie opisać gdzie byłem. Kolejne wyjazdy się szykują, więc materiały na bloga nie zabraknie ;-)

      Usuń

Prześlij komentarz