Nowy Sącz. Po prostu.

Kultura kolejkowa do sklepu:-)

Jest piękny. Tak myślę. Uwielbiam ten moment, gdy przyjeżdżam tu, wysiadam z autobusu i na "dzień dobry" oglądam ten nasz dworzec. Parterowy przybytek schowany w jaskrawo pomarańczowych barwach. Na ławeczkach przed budynkiem i w środku siedzą podróżni, którzy czekają na najbliższego busa, na spóźniony przelotowy do Krynicy, albo na nic.


Nowy Sącz. 84 tysiące mieszkańców. Trzecie co do wielkości miasto w województwie. Największe na południe od autostrady A4. Lokalna metropolia. Dla ludzi z większych miejscowości, ot, zwykłe miasto powiatowe jakich w Polsce wiele. Dla Sądeczan miejsce, z którym związali życie. Od zawsze pamiętam, że o tym mieście chodziły sprzeczne plotki, niezgadzające się ze sobą famy, informacje, które raz traktowały Sącz jako zabitą dechami prowincję, a raz jako mekkę bogaczy i przedsiębiorców.

Jagiellońska, po tym,
jak wszyscy się położyli spać.
Na dworcu PKS przemiał osób ogromny. Każdego dnia po piętnastej człowiek nie wie, co ze sobą zrobić. Takie tłumy, wszyscy biją się o wejście do upragnionego busa. Piętnasta to istotny czas w życiu miasta, ale dziewiąta jeszcze bardziej, a zwłaszcza dla jego mieszkanek. Lub ósma. Lub dziesiąta. Lub każda inna poranna godzina, o której otwierają lumpeksy. Bo tutaj nikt się nie wstydzi w nich kupować. Istne kopalnie ciuchów i szmatek, które zadowolą nawet najbardziej wybredną kobietę. W Sączu w galeriach kupują tylko ci dużo bardziej majętni lub nastolatkowie. Ci drudzy ciągnięci chęcią upodobnienia się do obrazków oglądanych w telewizji, naciągają kieszenie rodziców. Zresztą z różnym efektem. Nieudolne staranie się bycia modnym przeobraża w karykaturalny teatr sądeckich przechodniów. Białe kozaczki, kolory tęczy w stroju, zrobione brwi, czarny olej lub inna farba na włosach. Można opisywać w nieskończoność. A niech sobie to wszystko będzie. Niech trwa. 


Lubię tak spacerować i oglądać te kolejki w sklepie mięsnym. Mijać piekarnię o szóstej rano i czuć aromat świeżego pieczywa. Kiedyś bywało, że budziły mnie dzwony kościelne z rana. Dając subtelny sygnał, że jeszcze tylko pół godziny mogę spać, bo potem trzeba wstać i iść do szkoły. 

Centrum o zmroku.

Życie w Sączu zaczyna się o piątej rano, gdy zaczynają na Rynku Maślanym handel rolnicy. Jedno z nielicznych miejsc, gdzie jeszcze można usłyszeć żywą gwarę sądecką, nieskrępowaną, niezanieczyszczoną medialnym slangiem. Miasto nie tylko się budzi, kiedyś musi iść spać. A robi to wraz z ostatnim busem lub mpk-iem do domów Sądeczan. 

Region sądecki w najszerszym pojęciu to ponad pół miliona ludzi skumulowanych w 3 powiatach: limanowskim, gorlickim i nowosądeckim, oraz w mieście Nowy Sącz. Dla większości z nich Sącz jest spełnieniem marzeń o mieszkaniu w mieście, o pracy, o życiu na własną kieszeń. To miasto daje możliwość rozrywki. Kino, festiwale, koncerty, puby i kilka sympatycznym knajpek na Rynku. Dla większości Sądeczan to nie jest prowincja. To jest metropolia, a region jest aglomeracją.

Najlepsza kawa mrożona w najlepszym coctail-barze.
I ściana, na której każdy zostawia autograf.
Smak i symbol dzieciństwa!
Wielu mawiało, że Sądeczan wyróżnia przedsiębiorczość od wiek wieka. Coś w tym jest. Najbliższe spore miasta jak Kraków, Tarnów, Rzeszów są za daleko, by nawiązała się nic relacji. To Sączowi, przez jego położenie, przyszło pełnić rolę solidnej kolumnady podtrzymującej ten zakątek południowej Małopolski. Czasem się ona zawalała, ale najważniejsze, że cierpliwi mieszkańcy każdokroć ją odbudowywali. W mieście pomimo rozbudowujących się kolejnych galerii handlowych, nadal dzielnie walczy biznes małych sklepów, bazarów i targów. Tam spotkacie duch miasta. Ten konsumpcjonizm rodem z lat 90-tych. Tutaj trwa w dobre. Tutaj ludzie kupują i kupują. Choć teoretycznie pieniędzy nie mają. Paradoksem jest statystyka, która podaje że w mieście i okolicach mieszka ponad 100 milionerów, przy czym średnia pensja w regionie wynosi 65 % średniej krajowej. Tak, tutaj ludzie kupują dużo, bo kombinują jeszcze więcej. Bo taka jest sądecka krew. I wielu z niej jest dumna.

Na koniec dnia lubiłem wsiadać na rower i wybierać się na Most św. Kingi na Dunajcu, który znajduje się pomiędzy Starym Sączem i Brzezną. Wsłuchiwałem się w szum rzeki, obserwowałem wędkarzy i grupę nastolatków potajemnie podpalających papierosy gdzieś w krzakach. I spoglądałem na zachód słońca nad Beskidem. 
Jakość zdjęcia słaba, ale moc panoramy jaką się ogląda niewyobrażalna:-)

Komentarze

  1. Ten most to również moje ulubione miejsce obserwacji. Również na rowerze.

    OdpowiedzUsuń
  2. piękna opowieść... aż ma się ochotę jechać do Nowego Sącza.. ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. zapraszamy :-) w zimie też piękny, i te widoki na ośnieżone Beskidy!

      Usuń

Prześlij komentarz