Białoruś - dzień 1. Grodno

Główny deptak Starego Miasta
Planowałem wstać o 8 rano. W Polsce byłoby już jasno. A tutaj otwieram oczy, zerkam za okno i ciemno jak w nocy. Sprawdzam zegarek i nadal nie dowierzam. Przecież zapomniałem, że jestem po zmianie czasu i to o dwie godziny do przodu. Aż dwie. Ponieważ na Białorusi nie ma zmiany czasu z letniego na zimowy, tylko jest jedna godzina cały rok. Stąd w zimie, w okresie, kiedy jest najkrótszy dzień, wschodu słońca doświadczyłem dopiero około 9.45. Byliśmy już wtedy od dobrych kilkudziesięciu minut w drodze do Grodna.

Od okolic Mińska, gdzie mieszkałem do Grodna jest około 250 km. Droga prowadzi autostradą, a potem ekspresówką. Głowę zadzierałem to w lewo, to w prawo, nie mogąc się napatrzeć tym ogromnym przestrzeniom. Pola i lasy, pola i lasy, i droga. Czasem zamarznięte zimą jezioro. Minęliśmy także miejscową odkrywkę, gdzie eksploatowano torf, w który Białoruś jest bogata. A to ze względu na rozliczne bagna, które pokrywają sporą część kraju. W końcu na horyzoncie pojawiły się kominy fabryczne. Znak, że dojeżdżamy do Grodna.
Wszechobecny "dziaduszka Lenin" :-)
Miasto, jak i każde, które widziałem, wygląda monumentalnie. Wielkie blokowiska, szerokie aleje, pasy zieleni. Dojechaliśmy do centrum. Grodno jak na miasta białoruskie, uważany jest za najbardziej zabytkowe. I jest w tym sporo prawdy. Nigdzie nie widziałem tak wielu odnowionych kościołów i cerkwi, zabytkowych kamienic, czy pięknych zamków (bo są one dwa - Stary i Nowy Zamek). Na głównym deptaku życie wre, mieszkańcy w szale przednoworocznym, na placu przed katedrą jarmark z pamiątkami, regionalnymi wyrobami i resztą wszelakich artykułów, które przydadzą się na zbliżające się obchody Nowego Roku. Mijamy dom Elizy Orzeszkowej, która uważana jest za Białorusinkę piszącą w języku polskim. Przekraczamy rzekę Niemen. Kamienice do złudzenia przypominają stylem wiele polskich miast. Aż wreszcie ten niby-polski duch znika w momencie zobaczenia pomnika Lenina i maszerujących chodnikiem kilku żołnierzy. Twierdzi się, że Grodno to miasto, gdzie na ulicach można spotkać najwięcej wojskowych i milicjantów w całej Białorusi. Osobiście aż tak bardzo tego nie odczułem. Kiedy zesumować liczbę patroli policyjnych, strażników miejskich i ochrony (na Białorusi wszystkie te funkcje spełnia milicja) w Krakowie, to wyniki mogą okazać się paradoksalne. 
Jarmark na placu przed katedrą
Mróz tamtego dnia był okropny. Rozpieszczony plusową temperaturą w Polsce, w konfrontacji z -10 stopniami w dzień, marzyłem tylko o ciepłe. Przed nami była jeszcze długa droga powrotna. Ogrzewanie w samochodzie zaczęło działać. W przyjemnym cieple uciąłem sobie krótką drzemkę.

Komentarze

  1. Dzięki. Specjalnie wyselekcjonowane:-)

    OdpowiedzUsuń
  2. oj, przypruszony śniegiem Lenin... ;)
    tak bardzo Białoruś kojarzy mi się teraz z wiosną, z kwitnącymi kasztanami pomiędzy zamkami w Grodnie, z wszędobylskimi flagami... że ta zima i inne ornamenty na Twoich zdjęciach i w opisie zadziwiają!.. ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz