Lasnamäe - największe blokowisko w Estonii

Lasnamäe, końcówka 2016
- Jedziesz do znajomych do Tallinna? A gdzie oni mieszkają?
- Na Lasnamäe.
- Aha.
I wtedy zazwyczaj urywa się rozmowa z Estończykami. Największe blokowisko w Estonii nie jest częstym tematem rozmów. Również niewiele turystów (chyba żadni!) nie przyjeżdża, aby zobaczyć ten pomnik "wielkiej płyty". 

Inna historia. Tym razem z McDonalda:
- Proszę, kolejny - woła młody pracownik restauracji po estońsku.
- Witam, proszę duże frytki i colę - zamawia klient po rosyjsku.
- Na miejscu, czy na wynos? - pyta pracownik tym razem po rosyjsku.
- Na wynos, proszę.
Po chwili pracownik znowu woła kolejnego klienta po estońsku. W końcu nikt ze stojących w kolejce nie ma napisane na czole, czy mówi po rosyjsku, czy estońsku, więc trzeba zacząć oficjalnym językiem.


Lasnamäe zamieszkuje prawie 120 tysięcy ludzi i ta liczba nieustannie rośnie. Jest to ponad 1/4 wszystkich mieszkańców Tallinna. Około 70% zamieszkuje ją ludność rosyjskojęzyczna (głównie Rosjanie, Białorusini, Ukraińcy, a także niewielka mniejszość tatarska, a nawet polska). Do dzisiaj ta dzielnica jest największym skupiskiem mniejszości rosyjskiej w Tallinnie. Gęstość zaludnienia jest tutaj największa w mieście, a to za sprawą architektury. Bloki z "wielkiej płyty" są głównym elementem krajobrazu. Lasnamäe jest zupełnym zaprzeczeniem skandynawskiego ducha, jaki można poczuć w nowoczesnym centrum Tallinna. Tutaj pachnie minioną epoką, słonym śledziem z marketu, starymi perfumami tallińskich emerytek, a wszędzie słychać język rosyjski.


Historia Lasnamäe


Na początku XX wieku była to raczkująca dzielnica willowa. Najbogatsi mieszkańcy posiadali tutaj swoje kamienice. Wiele mikro-osiedli wchodzących w skład "wielkiego Lasnamäe" nosi nazwy od farm i posiadłości, które były własnością ówczesnej elity Tallinna. Wszystko zdawało się iść w najlepsze aż lat 70-tych minionego wieku. W 1973 odgórną decyzją zaczęto budować tutaj bloki z "wielkiej płyty". Na masową skalę budowa nowego, monumentalnego dystryktu ruszyła w 1977 roku. Za pracą i lepszym życiem w Estońskiej SRR zaczęli imigrować Rosjanie i inne bratnie narody ze Związku Radzieckiego. W końcu zaczęli stanowić oni znaczącą większość w dzielnicy. Podczas "śpiewającej rewolucji", kiedy państwa bałtyckie walczyły o odłączenie się od Związku, Lasnamäe protestowało w drugą stronę. Wraz z odzyskaniem suwerenności kraju w 1991 roku, rozbudowa dystryktu została zastopowana. Docelowo miało tutaj mieszkać nawet 180 tysięcy ludzi, dzisiaj jest niewiele mniej. Lata 90-te były równie szare i nieciekawe, jak i wszystkie poprzednie w historii dzielnicy. Jednak w ciągu kilku ostatnich lat zaczęto inwestować w to miejsce. Wokół głównej alei Laagna wyrosły jak grzyby po deszczu liczne markety, centra handlowe, kina czy chociażby wspomniany wcześniej McDonald's. Jednak główny element krajobrazu pozostanie chyba na zawsze niezmywalny.



Druga historia. Osiedlowy market. Przy kasie:

- Witam. Pięć euro, sześć centów - oświadcza estońska ekspedientka starszej pani.
- Yy. Chwileczkę (po rosyjsku). Już mam sześć centów, proszę (dukającym estońskim) - odpowiedziała pani.
W tym markecie większość pracowników jest Rosjanami, ale niekiedy trzeba przeczytać identyfikator i sprawdzić po imieniu, czy człowiek, z którym rozmawiamy jest estońsko- czy rosyjskojęzyczny. W tej sytuacji to nie była Jekaterina przy kasie, ale Anne. Różnica jest.


Lasnamäe obecnie


Lasnamäe dzisiaj jest dzielnicą, gdzie najtaniej można wynająć pokój lub mieszkanie. Jest też największą dzielnicą, do której nie dociera żadna linia tramwajowa i trolejbusowa z centrum. Ponad 100 tysięcy mieszkańców obsługują tylko autobusy, które niejednokrotnie stoją w korkach, a jeśli nie to i tak wycieczka z centrum do dzielnicy trwa niemal pół godziny. Dla tych, którzy kochają życie w ciasnych blokach, którym wiertarka sąsiada w środku nocy nie przeszkadza, którzy lubią rozmowy w windzie lub po prostu chcą się przenieść w inny, mniej sielankowy, świat to zapraszam na Lasnamäe.


Na powyższym zdjęciu jest reklama salonu urody, który znajduje się w przyziemiu jednego z bloków. W podobnych przyziemiach znajduje się jeszcze wiele innych lokali: sklepów spożywczych, biur, warsztatów. Mieszkańcy tego bloku na upartego mogą pójść w kapciach do Denizza bez wychodzenia na zewnątrz, ponieważ takie lokale najczęściej są połączone z klatką schodową. Ja bym tak chciał.

Komentarze

  1. Uwielbiam takie blokowiska! To jest mega fascynujący temat :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Warszawski Ursynów mi przypomina :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Szkoda, że nie słyszałam o tym miejscu zanim pojechałam do Tallinna, bo z chęcią bym tam pojechała. Na początku skojarzyłam sobie to z niektórymi osiedlami w Moskwie, a potem przeczytałam, że właśnie mieszka tam najwięcej osób rosyjskojęzycznych. Przypadek ? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Taka była moda architektoniczna, by tanio, szybko i monumentalnie zbudować osiedla dla napływającej ludności. A że w tamtym czasie (zresztą dzisiaj też) Estonia razem z innymi państwami bałtyckimi uchodziła za miejsce warte emigracje, ze względu na pracę, zarobki, poziom życia. Dzisiejszy stan jest efektem tego. Ale Rosjanie są w Estonii nie od wczoraj. Tutaj 2 narody żyły obok siebie od kilku stuleci ;)

      Usuń
  4. Niby zdjęcia takie zagraniczne, a widoki jakby znajome... ;) Naprawdę szkoda, że dużo z tego typu osiedli zostało zbudowanych w tak niedbały sposób, z kiepskich materiałów i do tego nie miało szans zostać wybudowanych na 100% z planami (przynajmniej w Polsce zawsze brakowało tych klubów dla mieszkańców, punktów usługowych itd)) bo niektóre z tych planów były dobre.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Te blokowiska tak głupio nie były pomyślane. Wszystko miało się na miejscu, wygodnie, trochę mało prywatności, ale dla mniej majętnych zawsze to był jakiś kawałek własnego kąta. Tylko tak nieestetycznie jakoś pomyślał architekt, by wielką płytę robić na szaro;-)

      Usuń
  5. Ja nie lubię blokowisk. Niestety zarówno kraje byłej Jugosławii jak i byłego ZSRR są ich pełne. Dla mnie mega był Novi Belgrad. Największe chyba takie urbanistyczne założenie w Europe. Krajobraz niczym z gwiezdnych wojen. Do Talinna chętnie bym się wybrał ale na blokowisko chyba tylko po to aby poczuć klimat dawnego ZSRR.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Novi Belgrad jest ekstra! Tam to już w ogóle odlot i zawrót głowy od tego betonu ;)

      Usuń
  6. No patrz, byłam w Tallinie, zatrzymaliśmy się w hotelu właśnie wvtej dzielnicy, nawet nie wiedziałam, że mieszka tam tylu Rosjan. Pamiętam za to, że długo się jechało autobusem do centrum. A ostatniobo odkrywam, że podobne blokowiska są też i na zachodzie Europy, w Hiszpanii. Czasem sama się dziwię, myśląc, co tu robią takie bloki. Franco budował dla ludu, więc można się dopatrzeć wspólnych wątków w historii hiszpańskiej i estońskiej, choć to dosyć oryginalne się wydaje.
    A w Polsce mamy też blokowiska, jak się patrzy. Na przykład słynne gdańskie falowce robią wrażenie. Kto o nich nie słyszał, polecam wpisać w google.

    OdpowiedzUsuń
  7. Ah te brzydkie budynki, musiałem to napisać ;)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz