Estonia potrafi zagrać w sercu - wrażenia po roku


Mijają dni, miesiące. Mija rok. I właśnie zacząłem powoli pakować się do wyjazdu z Estonii. 12-miesięczny wolontariat EVS dobiegł końca. W sumie powinienem napisać, że ta bajka się kończy i książka pt. "ja w Estonii" kreśli ostatnie zdania. Ale to nieprawda - mam nadzieję, że ten kraj i ludzie, których tutaj poznałem jeszcze zagrają mi w rytm estońskiego folka.

Wolontariat EVS, chociaż z grubsza ma podobną rolę jak Erasmus dla studentów, jednak zostawia w człowieku inny ślad. Będąc na Erasmusie, jest bardzo pewne to, że się po nim wróci do swojego kraju i na studia. Po EVS-ie każdy zostaje z białą kartką i sam zaczyna planować swoje życie. Jedni dopiero wybierają się na studia, inni decydują się na przerwie dotychczasowych i ruszają w podróż dookoła Europy, a jeszcze inni zostają w Estonii na stałe. Do lektury wpisu podrzucam Wam przyjemny kawałek muzyczny.


Czy poczułem miętę do Estonii, jako kraju?

Chyba pytanie retoryczne. Ilość wpisów na blogu na temat tego jednego kraju przebiła rekordy. Minął rok, a ja nadal patrzę na te same uliczki w Viljandi z zachwytem, widok bezkresnych lasów i jezior pochłania moją uwagę całkowicie. Estonia u mnie wygrała tą swoją "zwyczajnością". Nie ma tutaj wieży Eiffla ani piramid egipskich, a w dodatku pogoda potrafi czasem nieźle wkurzyć swoją zmiennością (nie wspominam o wietrze, który urywa głowy). Jednak tym niby-brakiem wielkich atrakcji, przyciąga do siebie. Płaskie krajobrazy (dla mnie, człowieka z Gór, jednak niezwykłe), prosta kuchnia i niewielkie odległości wszędzie. Nie jest tu bardzo drogo, a z niewielkim budżetem nauczyłem się czynić cuda i podróżować wszerz i wspak za naprawdę niewiele. Pachnie Skandynawią, krajobraz bardzo bliski temu z Finlandii, ale widoczne wszędzie wpływu historii XX wieku w postaci opuszczonych PGR-ów czy zrujnowanych budynków socjalnych na wsiach. Więc: tak, poczułem miętę!

Czy zakochałem się w Estończykach?

Tutaj już nie będę tak egzaltacyjny. Różnice kulturowe między Polakami i Estończykami są znaczne. Specyficzny dystans, wstyd i speszenie towarzyszy im na codzień, co po pewnym czasie zacząłem uwielbiać. Estończyków można polubić, kiedy się ich zrozumie. Niestety w wielu środowiskach, krajach panują różne opinie na ich temat, ale są one najczęściej wypowiadane bez kontekstu i próby empatii. Mentalność Estończyka może wynikać z tego, że od wiek wieków mieszkał na wsi, w znacznym oddaleniu od sąsiadów, a więc najbardziej cenił sobie rodzinę, własny dom i kawałek pola. I dzisiaj nadal tak jest. Lubię Estończyków, choć czasem mam ich dość. Ta slamazarność, brak pędu i konkretności czasem frustruje. Choć z drugiej strony ich wyluzowanie i olewnictwo na wiele spraw pozwoliło mi spojrzeć z dystansem na dotychczasowego mnie, Kubę. Jeszcze powinienem dopisać te estońskie codzienne mądrości "będzie, co będzie", "podążaj za prądem" czy "rób swoje i się nie przejmuj". I słynne "miks mitte? / czemu nie?", które jest standardową odpowiedzią na zaproszenie gdziekolwiek. Jest w tych frazach swoisty urok.


Czy nie tęskno mi już za Polską, za tym Nowym Sączem?

Rok we względnej izolacji od rodzimek kultury i języka pokazał za czym tęsknię najbardziej. I chociaż nie brak mi było najbardziej Polski jako kraju (bo Polaków spotkałem nawet w Estonii i mogłem czasem pogadać po polsku), ale Gór. Nie miałem pojęcia, że brak gór i rodzimych widoków ze Sącza będzie mi tak doskwierać. Brakowało mi gwary sądeckiej, lodów od Lelity i najlepszej kawy mrożonej w Coctail Barze na Lwowskiej w Sączu. Do tej tęsknoty przyczyniło się też zapewne samo Viljandi, gdzie mieszkałem. Położone w względnie "górzystym" terenie, będące poza głównymi drogami, z ludźmi o niesamowitym patriotyzmie lokalnym, przypominało mi Nowy Sącz.

Czy nie żal mi będzie wyjeżdżać? Co zabiorę ze sobą z Estonii?

Dobre wspomnienia. Krótka i przewidywalna odpowiedź, co nie? Zabieram nie tylko wspomnienia, ale i znajomości jakie zawarłem. Choć w życiu zawsze bywa nieprzewidywanie i pewno sporo tych kontaktów się urwie, to żywię nadzieję, że nie wszytek znajomości umrze. Zabieram ze sobą kartę zniżkową na LuxExpressy, żeby jeszcze taniej jeździć w ramach możliwości na choć krótkie odwiedziny w Estonii (oby przyszła praca pozwalała mi to!). Zabiorę oczywiście sporo smaków: tutejszą owsiankę 4-ziarnistą, mąkę Kama, czekolady Kaleva i nieziemsko pyszną kaszankę! I biorę ze sobą estońskie pozdrowienie "Ilusat päeva!", co znaczy "pięknego dnia", którym się pozdrawiają mieszkańcy w kawiarniach, knajpach, na ulicach, w pracy. Aż nie mogę się doczekać reakcji na te słowa w Polsce!


Czemu wyjeżdżasz? Nie chciałeś zostać w Estonii?

No jasne, że chciałem. To chyba ma każdy, kto tu przyjeżdża na dłużej i osiągnie pierwszy sukces językowy, dogadując się z panią w kasie biletowej na dworcu! Planów na życie było tysiąc. Doktorat na uniwersytecie w Tartu, korporacja w Tallinnie, albo w Polsce jakieś Warszawy i Krakowy. Jak się okazało, człowiek zatęsknił i zapragnął tego klimatu, w którym się wychował. Rachunek był prosty. Ponieważ i tak będę w Estonii tęsknić za Polską, a w Polsce za Estonią. Pytanie, gdzie ten brak będzie mniej dokuczliwy? Odpowiedź jest taka, że właśnie wracam do domu.


Co czuję, gdy wyjeżdżam?

Oh, jak nie lubię tego typu pytań, ale skoro czasem chcę przyciągać Czytelników bloga wpisami "lajfstajlowymi" to powinienem walczyć ze sobą i otwarcie powiedzieć, co mi w duszy gra. Po roku wolontariatu czuję, że świat jest mniejszy. Teraz trasa Warszawa-Wilno-Ryga-Tartu-Tallinn lub podobna będzie dla mnie jak podróż MPK-iem w Sączu. Odkryłem, że pieniądze nie są aż tak ważne i nawet jak masz 10 euro na koncie i 3 dni do wypłaty, to wyżywisz się i odkryjesz na nowo smak ziemniaków! Chociaż życie "po studencku" od 7 lat nie jest mi obce, to chciałbym już trochę siąść (ale nie całkowicie!) i nie liczyć się z każdym groszem. Wyjeżdżam, choć cały czas myślę, że kiedyś wrócę tutaj. Wyjeżdżam, choć wiem, że teraz blisko będę miał EVS-owych znajomych w Pradze, Wiedniu czy Budapeszcie.

Co dalej?

To pytanie czasem bywa bardziej irytujące, jak to o emocje. Zacytuję Jana Pawła II "Wczoraj do Ciebie nie należy. Jutro niepewne. Tylko dziś do Ciebie należy". Póki co wracam do Nowego Sącza, w którym mam nadzieję odkryć moje "polskie Viljandi" i zachwycić się tym, za czym tęskniłem. Spróbuję szukać szczęścia (i pracy marzeń) w górach, a jak nie wyjdzie to udam się gdzie indziej. Zobaczymy :) 


Mam cichą nadzieję, że podobnie jak ci staruszkowie z teledysku, ja spotkam kiedyś swoich estońskich i EVS-owych znajomych przy jednym stole. A póki co, taki obraz sielskiej Estonii zabieram ze sobą w sercu.

Komentarze

  1. Teraz już jesteś troszeczkę Estończykiem. Ta cząstka zostanie z Tobą już do końca życia.

    Zobaczymy jak długo zostaniesz w Sączu. Czy już wiesz, jakie następne zatrudnienie?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dobre stwierdzenie z tym Sączem.
      Następne zatrudnienie się wykluwa i mam nadzieję do końca września wiedzieć, co ze mną się stanie:-)

      Usuń
  2. Do Estonii zawsze możesz wrócić :) A po takim długim pobycie za granicą, jeszcze bardziej doceniamy naszą małą ojczyznę (przynajmniej ja tak mam). Super, że chociaż nie byłeś pewny, jak to będzie po powrocie, to jednak wszystko udało Ci się ogarnąć :) Życzę Ci, żeby 2018 rok też Cię tak pozytywnie zaskakiwał! :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czy wszystko tak bardzo ogarnąłem to ja nie wiem, ale idziemy do przodu, choć jest to wolniejszy spacer niż mi się wydawał;-)

      Usuń

Prześlij komentarz