O poranku najbardziej lubię morze mgieł w dolinach


Ludzie z reguły są wygodni. Lubią do pracy dojeżdżać jak najkrócej, a najlepiej jakby to było piechotą kilka minut, lub co lepsze pracować zaraz za rogiem, w domu, byle bliżej. U mnie zdarzyło się odwrotnie. Nowy Sącz to nie jest wielka metropolia, gdzie satysfakcjonująca praca może czekać w odległości trzech przystanków jazdy "em-pe-kiem". (Albo jestem zwyczajnie wybredny i wymagający) Codziennie pokonuję zatem prawie czterdzieści kilometrów do pobliskich Gorlic, raz autobusem, raz samochodem. Spędzam w trasie niekiedy tylko tyle, ile mieszkaniec krakowskiej Nowej Huty jadący na uczelnię na Ruczaj. Tylko po drodze zamiast miasta oglądam Beskidy. 

Nowy Sącz. Piątkowa. Paszyn. Mszalnica. Cieniawa. Tutaj się zaczyna konkretny podjazd. Wyjeżdżamy na górę. Po lewej Rosochatka - jeden z najbardziej oddalonych na zachód szczytów Beskidu Niskiego (lub Gór Grybowskich, będącego jego częścią). Po prawej, pośród mgieł w dolinie chowa się wieś Ptaszkowa, a za nią skromnie dominuje nad całą okolicą góra Jaworze. Zjeżdżamy do Grybowa. Połowa drogi za nami. 

Biała Niżna. Gródek. Znowu pod górę. Mijamy pierwszy łemkowski krzyż przydrożny. Wjechaliśmy na Łemkowynę, a raczej jej najbardziej wysunięty na północny zachód zakątek. Po prawej stronie, jak samotny wojownik, stoi góra Chełm. W listopadzie wierzchołek jest już zasypany śniegiem. Kolejna przełęcz za nami. Ostry zjazd do Ropy. Za zakrętem kolejny krzyż łemkowski przy drodze. Potem tylko Szymbark i piękny kasztel renesansowy położony na skarpie nad korytem rzeki Ropy. Ropica Polska i już Gorlice.

Codziennie tą trasę i wiele podobnych pokonują tysiące ludzi. W autobusie przewijają się te same twarze jadące do pracy, do szkoły, odwożące dzieci do przedszkola. Ze Sącza do Gorlic. Z Gorlic do Sącza. Z Grybowa do Jasła, czy z Krużlowej do Gorlic. Zwykły cykl dnia ludzi mieszkających w Beskidach, od poniedziałku do piątku. Niektórym być może powszednieje ten widok, ale codziennie te same góry wyglądają inaczej. Chełm w deszczu jest spowity chmurami, natomiast przy większym mrozie połacie lasu są zmrożone na biały kolor. W Cieniawie najlepiej obserwuje się morze mgieł, a przy krwistym zachodzie słońca dostrzec można Tatry na horyzoncie. W przełomie rzeki Ropy w Szymbarku słońce wschodzi najpóźniej, ponieważ dolina jest tak ciasna, że skutecznie blokuje światło i tworzy o poranku specyficzny klimat. I tak można wymieniać jeszcze więcej detali codziennej podróży. 

A Ty, Włóczykiju, co najbardziej z rana obserwujesz w drodze do pracy, szkoły, na uczelnię?

Zdjęcia wykonane dzisiaj rano z drogi do Gorlic, w listopadowy, mroźny poranek. Po więcej impresji zapraszam na włóczykijowy Instagram.

o! tam w lusterku Rosochatka!
wspinamy się na przełęcz pod Chełmem!

Komentarze

  1. Super! Zawsze powtarzałam, że trasa do pracy / szkoły to bardzo ważna sprawa. Człowiek ma zupełnie inny nastrój, chęć do życia i pracy, jeśli pod drodze mija piękne wioki i nie sterczy wściekły w korkach. A trasa męcząca, brzydka odbiera już od samego rana chęć do czegokolwiek.
    Ja z tych beskidzkich tras bajbardziej lubię tę doliną Popradu z Piwnicznej do Muszyny, jest przepiękna (no i zahacza o moją rodzinną wioskę).
    A wszystko mi się tak dziwnie poukładało, że obecnie do pracy mam tak z 50 kilometrów w jedną stronę i jadę wzdłuż oceanu. ��

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Jak już ktoś codziennie jeździ z Piwnicznej do Muszyny to totalnie mu już zazdroszczę:-) choć trasa na przyjemnych nie należy, a mieszkańcy tamtych stron mają daleko wszędzie.
      50km wzdłuż oceanu musi być naprawdę ekstra!

      Usuń
  2. Bardzo podoba mi sie ten wpis. Lubię blogi podróżnicze przeglądać w wolnym czasie. Super podróż. Zazdroszczę :)Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz