Dookoła Albanii: Butrint, Saranda i Gjirokastra

Nabrzeże w Sarandzie o 7.30:-)
Od samego początku wiedziałem, że to będzie jeden z najlepszych dni w Albanii, jak nie w życiu. Zdecydowanie najlepszy weekend "majówkowy" w ogóle! Same przygotowania i organizacja wyjazdu z Tirany do Sarandy, która jest położona niespełna 300 kilometrów dalej dawały niesamowity zastrzyk adrenaliny i endorfin. Ale od początku.


Autobusową podróżą z Tirany do Sarandy zajął się Eraldi (jeden ze studentów z politechniki, gdzie byłem na wymianie). Zakupił wcześniej bilety, zaprowadził mnie na przystanek i dzień wcześniej o 22 odjechaliśmy wraz z jego paczką znajomych. Był gorący okres powrotów studentów do domów na weekend majowy, więc gęsto na drogach, gęsto w pojazdach. Przewoźnicy albańscy się szanują. Obowiązkowa przerwa na kawę w połowie drogi należy się każdemu. Nawet jeśli wypada o 2 w nocy. Do Sarandy dojechaliśmy o 4 nad ranem. Eraldi zapobiegł sytuacji, bym musiał czekać gdzieś na plaży do rana. Zorganizował swojego kuzyna mieszkającego tamże, który przenocował nas do rana. Następnie podwieźli mnie na przystanek w centrum miasta, dali instrukcje co robić dalej i pojechali do swoich rodzinnych domów. Niby zostałem sam na krańcu kraju, niedaleko granicy greckiej, ale przecież dookoła kręciło się mnóstwo rozmownych Albańczyków. Nie można się czuć samotnym!

Godzina ósma rano. Nie warto tracić czasu. Wsiadłem w busa jadącego do Butrint. Są to położone na półwyspie pomiędzy Morzem Jońskim a laguną starożytne ruiny miasta. Zachowane w doskonałym stanie, przedstawiają kolejne dzieje miasta od czasów greckich, przez rzymskie, wczesne i późne średniowiecze, aż po XVIII wiek. Pogoda dopisywała. Słońce świeciło, było ciepło. Widoczność doskonała. Z Butrint podziwiałem grecką wyspę Korfu, okoliczne góry i ogromną równinę. Gdyby nie pędzący czas zostałbym tam zdecydowanie dłużej. Ostatnie chwile spędziłem nad brzegiem laguny czekając po powrotnego busa do Sarandy. Poobserwowałem leniwe tempo życia w okolicznej wiosce. Koło nogi przebiegł mi rak, a w wodzie pływały dziesiątki meduz. Nie wspomnę o krystalicznie czystej wodzie. Przejrzystej niemal do samego dna! 
Starożytny Butrint. W tle amfiteatr, forum.
Ruiny wczesnośredniowiecznego kościoła.
Lwia brama, przez którą dane było mi (190cm wzrostu) przeciskać.
Na drugą stronę laguny transport wiedzie promem.
Góry. Wioski. Pola. Ludzie. Utopia:-)
Saranda. Malowniczo położony kurort nad Morzem Jońskim. Miasteczko przyklejone do stromego, skalnego zbocza. Jeszcze nie pozabudowywane wielkimi hotelami. Jeszcze normalne. I głośne od samego rana. Na miejskiej plaży obowiązkowo moczę się w wodzie. Krótka przegrycha w restauracji i trzeba ruszać dalej. Nietrudno znaleźć odjeżdżające busy dokądkolwiek. Nawet pomimo braku dworca autobusowego (co jest normą, w całej Albanii zobaczyłem tylko jedno miejsce przypominające jakiś dworzec, i to nie w stolicy nawet). Wszystko odjeżdża z nad miejskiej plaży. Bus do Gjirokastry zdaje się jakby czekał tylko na mnie. Wsiadam i odjeżdżamy. 
Po prawej Korfu.
Plażing na żwirku.
Droga do Gjirokastry trwa kilkadziesiąt minut. Pniemy się w górę. Mnóstwo zakrętów. Niebezpieczne przepaście. Trzęsie w busie okropnie. Widoki zniewalające. A na rozlicznych polanach albańskie rodziny piknikują (w końcu sobota i weekend majowy!). Dojeżdżam. Sprawdzam powrotny bus do Tirany. Liczę ile mam czasu na Gjirokastrę i idę w miasto. 

Jest ono na liście światowego dziedzictwa UNESCO i nie dziwię się temu. Miasto z kamienia. Położone na wzgórze na samym środku wielkiej tektonicznej depresji. Każda uliczka i dom zbudowane z piaskowców, a dachy pokryte łupkami. Wszystko jakby się zatrzymało w czasie. Małe knajpki, sklepy z pamiątkami, a w oknach starsze babcie i dziadkowie obserwujący jeszcze spokojny żywot miasta. Spacerowałbym godzinami! Z samego zamku w najwyższym jego punkcie można podziwiać widoki najlepsze na świecie. Aby się dostać na zamek należy wejść tylnim wejściem (to znaczy w teorii jest to wyjście), ponieważ za standardowe wejście jest podbierana opłata, tylko po to aby obejrzeć średnio interesującą wystawę armat. Chociaż ich historia jest niebanalna. Są pamiątkami po wojnie między Niemcami i Włochami na tych terenach podczas II wojny światowej. Na pewno tamtego dnia nie oszczędzałem na jedzeniu i kawiarniach. Na koniec dnia siadam w najbardziej widokowym lokalu. Obserwując zachód słońca, czytam ulubioną książkę i popijam kawę. W myślach tylko "chwilo trwaj". Śledzę wzrokiem posuwający się cień na masywie górskim. Pokrywa śnieżna na szczytach mieni się w kolorach tęczy w intensywnym popołudniowym słońcu.
Gjirokastra z góry.
Stary Bazar (alb. Pazari i vjeter)
Cerkiew średniowieczna.
Wieczorna kawa przy takim krajobrazie!
Do powrotnego busa czas zbliżał się nieodwołalnie. Tradycyjnie n-te makjato i suflaqe (które przy greckiej granicy jest bardziej popularne, niż w środkowej Albanii) na stacji benzynowej i można ruszać. Usypiam szybko. W Tiranie jestem o 3 w nocy. Miasto śpi. Chociaż niektóre lokale z jedzeniem nadal otwarte. Pukam do szyb hotelu, aby obudzić recepcjonistę. Mizerny skutek. Pomaga mi jakiś starszy pan, który popijał kawę w pobliskim barze (o 3 w nocy?). Obydwaj dobre kilka minut dobijaliśmy się, aż w końcu otworzono mi drzwi. Wpadłem szybko do pokoju. Zamknąłem oczy. Nie zdążyłem ze zmęczenia pomyśleć jaki fantastyczny miałem dzień!

Komentarze

  1. W Butrinti straciłeś najlepsze. Z pewnością jechałeś od północy, ja miałem przyjemność przeprawiać auto przez "prom z paru desek" Wrażenie niezapomniane. Pisałem nawet o tym tutaj: http://pilot-birowka.blogspot.be/2014/11/bakany-cz3-grecka-musaka-i-albanska.html
    A nie było pod Butrintem żebrających dzieci, czy wszyscy zaczynali Cię brać już za albańczyka? :)
    I przy okazji pytanie do Ciebie, lepsza Kruja, czy Gjirokastra? Bo po zdjęciach i zachwytach zaczynam się zastanawiać, czy nie zrobić tego z grupą we wrześniu. A przejeżdżałem obok dwukrotnie, tyle przegrać..

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Mi wystarczyło oglądać ten prom:-)
      W Butrincie byłem w piątek 1.05 w Święto Pracy o 8 rano. Było pusto, a ja byłem pierwszym turystą wchodzącym do ruin. Zresztą jakoś mało mnie kto o co żebrał, chyba że dzieci cygańskie w Tiranie, abym kupił im loda.
      Kruja czy Gjirokastra? Ciężko wybrać. Polecałbym Gjirokastrę, ale Kruja ważniejsza historycznie, natomiast Gjirokastra większa i na liście UNESCO. Poczekaj jak będzie relacja z Beratu, drugiego miasta z listy UNESCO. Tam też było czadowo:-)

      Usuń
    2. No to czekam niecierpliwie!

      Usuń
  2. Te ruiny są zachwycające. Coś niesamowitego. Uwielbiam połączenie gór i wody. Ten widok pobudza we mnie najczulsze emocje :)
    Ja mam jakieś zboczenie, bo we wszystkim upatruję podobieństw z Dolnym Śląskiem i tak kadr ze stopami wypisz wymaluj nasz Zalew Mietkowski :P

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Cieszę się:-)
      Witaj w klubie upatrywania podobieństw z rodzimymi stronami. Ja sporo podobnego w Tiranie widziałem do Nowego Sącza:-)

      Usuń
  3. Jestem zdumiona, choć piękno Bałkanów wcale nie powinno mnie dziwić! Uwielbiam takie wyprawy i cenię ludzi, którzy decydują się zwiedzać te strony. Widok jest niebywały! Cudnie!

    OdpowiedzUsuń
  4. Oj, kusisz ciągle tą Albanią :) Powoli zaczynamy rozmyślać o celu tegorocznej wyprawy. A może... ?

    OdpowiedzUsuń
  5. Fajna trasa. A Gjirokastrę wpisuję sobie na listę must-see

    OdpowiedzUsuń
  6. Bardzo zachęcająca ta Albania na Twoich zdjęciach :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki. Jak widać mój stary aparat fotograficzny robi cuda:-)

      Usuń
  7. Inspirujesz! :) Świat jest piękny. Te krajobrazy przybliżają do Boga :) Też tam pojadę, koniecznie! Pozdrawiam :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Absolutnie musisz tam jechać. Nie jest to Erasmus jak w Twoim przypadku, ale CEEPUS na miesiąc w Albanii też sporo zmienił :)

      Usuń
  8. Pierwszy raz słyszę o tym programie :) Chętnie się dowiem czegoś więcej o tym programie ;) Chociaż nie słyszałam, żeby mój Uniwersytet brał w nim udział. Tak czy inaczej zgłębię temat :)

    OdpowiedzUsuń
  9. hej, jak dostałeś się z tirany do sarandy? ile zajęła podróż?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Wtedy z jednej ulicy odjeżdżały autobusy kursowe (nawet miał rozkład jazdy), ale to było 2 lata temu. Teraz ponoć stworzyli dworzec autobusowy w Tiranie.
      Polecam tłumaczyć zapytania w googlu na albański i szukać tam odpowiedzi. Są strony, które o tym informują.
      Można także dojechać do Durres i stamtąd łapać z dworca autobusowego (obok kolejowego jest) cokolwiek.
      Ostrzegam! W Albanii nie funkcjonują żadne rozkłady jazdy, a nawet jak są to autobusy spóźniają się do godziny nawet. Tak samo, dworzec autobusowy może oznaczać zwykły parking, gdzie kumuluje się kilkadziesiąt busiarzy. W Albanii wszystko się dynamicznie zmienia. Byłem tam 2 lata temu i moje rady mogą już nie mieć żadnego zastosowania.

      Usuń

Prześlij komentarz