Powiedz mi, co jesz... - francuskie jedzenie.

Żabie udka. Ślimaki. Małże. Inne egzotyki na talerzu. Każdy przed przyjazdem do tego kraju na pewno słyszał o francuskiej kuchni. Dzisiaj zdało się utrzeć wrażenie, że im bardziej wykwintne, obleśne danie, tym droższe, bardziej luksusowe. Przy czym historia jest z goła inna, a i dzisiaj można za całkiem przyjemną cenę spróbować kuchni paryskich biedaków z początku XX wieku.
Małże na przystawkę. Wygląda... apetycznie!

Makaron z łososiem popijany białym, słodkim winem. Pycha!
Właśnie najniższa klasa społeczna podczas wielkiego głodu w XIX i XX wieku, który jak bumerang wracał do tego miasta, rozpoczęła eksperymenty z organiką wcześniej uznawaną za niejadalną. Tak posmakowało, że zwyczaj różnych dań przeniósł się do bogatszych klas społecznych i kawałki żaby czy ślimaka na stole przestało brzydzić, a stało się dowodem na wysokie postawienie obywatela w hierarchii. 
Uliczka w dzielnicy Łacińskiej
Dzisiaj dzielnica Łacińska w okolicach katedry Notre Dame jest miejscem, gdzie każdy znajdzie coś na miarę swojego podniebienia. Wąskie, poplątane uliczki i klimatyczne knajpki oferujące pyszne jedzenie. Za 12-15 euro można spróbować trzydaniowego obiadu w składzie przystawki, dania głównego i deseru. Trzeba być uważnym, gdyż globalizacja wdarła się i w tą dzielnicę. Mnóstwo fast foodów i lokali serwujących dania kuchni azjatyckich. Udało się jednak znaleźć taką przytulną francuską restauracyjkę. Wnętrze ciepłe, małe i pełne starych bibelotów i detali rodem z międzywojnia. W menu bogactwo dziwactw. Ze swoją nieznajomością francuskiego wybrałem małże, stek i mus czekoladowy. Dla chętnych również makaron z łososiem, zupa cebulowa lub lody czekoladowe. Niebo w gębie. Nic dodać, nic ująć. Warto poprosić o karafkę wody, która jest bezpłatna, ponieważ to jest woda z kranu, która w Paryżu jest zdatna do picia. Dodatkowo zasmakowałem łagodnego, słodkiego, białego wina. Delikatne opływało podniebienie dając przyjemność kubkom smakowym. Takim obiadem trzeba się delektować. Mnie zeszło ponad godzinę. Ale i to było za mało. Chociaż zapadał już zmrok i robiło się nieprzyjemnie chłodno, ruszyłem w dalszy spacer po mieście.

Komentarze

  1. Coś francuskiego, ciekawszego niż żabie udka - makaron z łososiem ;)
    Przyda się ;D

    OdpowiedzUsuń
  2. A bo wszyscy, te ślimaki i ślimaki. Kiedy Francuzi jedzą też coś normalnego :-)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz