Bez odpowiedniego obuwia. Bez mapy. Bez wiedzy o okolicy. Mając tylko wierzchołek góry przed sobą, wyruszyłem wtedy na dwutysięcznik w Alpach Francuskich. Czasami kiedy zobaczy się jakiś punkt przed sobą, to wyobraźnia i chęć adrenaliny tylko poruszają do przodu i nie myśli się racjonalnie. Wtedy byłem na granicy bezpieczeństwa, ale nie tylko ja. Wraz z kilkoma znajomymi podjęliśmy wyzwanie zdobycia Croix de Rougny.
Spędzić dwa dni w La Sallette i nie wyjść w góry to zbrodnia. Po duchowej strawie przyszła wtedy pora na tą fizyczną. Croix de Rougny (2259 m n.p.m.) jest najwybitniejszym szczytem w okolicy. Prowadzi na niego słabo wydeptana ścieżka. Spacer z początku wygodny i lekki zamienia się w niemal wspinaczkę po grani skalnej. Brak mapy nie był uciążliwy do momentu, kiedy aura nie zmieniła się o 180 stopni. Palące, sierpniowe słońce i przyjemnie chłodzące powietrze zostało wspomnieniem. Kiedy nadeszła mgła, grań zasłoniła się chmurą, straciliśmy orientację. Widząc zaledwie kilkanaście metrów do przodu szukaliśmy drogi powrotnej. Tenisówki zdecydowanie nie nadają się na skaliste szczyty!
Adrenaliny nie tylko dostarczyły poszukiwania ścieżki na dół, lecz przede wszystkim widoki. Znajdując się wysokości wiecznych śniegów mogliśmy obserwować lodowce alpejskie na innych masywach górskich. Świadomość wyjścia pierwszy raz w życiu powyżej dwóch tysięcy metrów tylko mnie podbudowała i zmotywowała do kolejnych wędrówek górskich, w Tatrach, Beskidach i innych łańcuchach górskich. Bo to tak się zaczyna. Zdobywając jeden szczyt, z jego wierzchołka dostrzegasz kolejne do zdobycia. I to tak już trwać będzie. Wtedy był 2010 rok, a ja dalej w drodze i ani myślę się zatrzymać!
|
Już prawie na górze. |
|
Ze szczytu:-) |
|
Mapa dla orientacji. |
|
Sanktuarium w dole takie małe. |
|
Zaczyna się. Za 5 minut nie będzie widać nic i szukaj tu drogi na dół;-)
|
piękne!wiem jak to jest, że chce się zdobywać ciągle nowe szczyty!ja mam lęk wysokości,więc nie wszędzie pójdę,ale za to jak gdzieś jestem i widzę szczyt górujący na okolicę to muszę tam wejść!ale - na 2000 w trampkach bym się nie pchała;-) pozdrawiam!
OdpowiedzUsuńMądry Polak po szkodzie:-)
Usuńświetnie napisane, a trzecie i ostatnie zdjęcie - sama bym chciała tam pojechać!
OdpowiedzUsuńDzięki! Staram się dbać o język bloga:-)
UsuńSuper. Przyznam, że Alpy same w sobie są dla mnie czymś tajemniczym, magicznym. Nie ukrywam, że nigdy w nich nie byłem. Ale dość często podziwiam je np. z samolotu. Coś pięknego :)
OdpowiedzUsuńTakże nie jestem alpinistą, ale co prawda, to prawda - robią wrażenie:)
UsuńSuper przygoda i super widoki. Jeżeli można to do szczęścia w tym wpisie brakuje mi tylko mapy, tak bym sobie mógł Croix de Rougny jakoś umiejscowić.
OdpowiedzUsuńCoś się skroi.
Usuńfrancuskie Alpy w moim wypadku ciągle czekają na lepsze czasy ;)
OdpowiedzUsuńNiech czekają. Są lepsze miejsca od Alp;-)
UsuńPewnie tak ;)
Usuńbardzo przyjemnie się czyta, zdjęcia super ogląda. Dużo chodzę po górach (a raczej chodziłam), ale jeszcze nigdy nie w Alpach, więc zdecydowanie trzeba to zmienić :)
OdpowiedzUsuńDzięki za dobre słowa, mam nadzieję, że to nie Prima Aprilis :D
Usuń