Mardipäev, czyli o estońskich tradycjach słów kilka

Estonia, chociaż jest krajem protestanckim, to jednak nie wydaje się, by mieszkańcy byli szczególnie pobożni. Jedynym, hucznie obchodzonym, świętem religijnym w kraju jest Boże Narodzenie. Poza nim w ciągu roku obchodzi się wiele tradycyjnych, rodzimych, ugrofińskich dni. Jest listopad (kiedy pisałem ten wpis) i zapraszam na obchody Dnia Św. Marcina, czyli Mardipäev.

Chociaż nazwa może być myląca, ale ze świętym Marcinem ten dzień ma niewiele wspólnego. W Estonii Mardipäev jest obchodzony w wigilię jego święta, czyli 10 listopada. W tym roku był to śnieżny, mroźny dzień. 

Przesiadując ze znajomymi w jednym z klubów jazzowych w Viljandi, nagle zaskoczyli nas niespodziewani goście. Kilkoro młodych ludzi przebranych w stare płaszcze, wełniane kożuchy, wbiegli do sali i zaczęli zniekształconymi, starymi głosami coś wołać. Zrobiło się srogo. Niechlujnemu wyglądowi dodawały grozy wysmarowane sadzą twarze i rózgi w dłoniach. Niektórzy mieli maski zwierzęce. Krzyczeli coś w, jeszcze słabo mi znanym, języku estońskim. W pewnym momencie zaczęli podbiegać do każdego gościa w klubie i uderzać go rózgą, jednocześnie życząc szczęścia w życiu. Było coś w tym niezrozumiałego i obcego. Następnie zostaliśmy, bez pytania o cokolwiek, wciągnięci w wir tańca razem z innymi gośćmi. Tupiąc rytmicznie nogami, biegaliśmy wokół sali i słuchaliśmy gardłowego, estońskiego śpiewu. Rozumiałem jedynie wielokrotnie powtarzane imię patrona dnia "Mart, Mart...". Potem przebierańcy zaczęli zadawać gościom zagadki. I dopiero pod warunkiem dobrej odpowiedzi, wcześniejsze życzenia szczęścia się spełnią. 

"Co to jest? Jest to coś całkowicie twojego, ale częściej używają go inni, niż ty sam.
Wiecie? "Twoje Imię". 

Po tym zadaniu poprosili ona po raz ostatni o właściciela klubu o jedzenie i picie, ponieważ swoją rolę już spełnili, a jak się im nie da, tego co chcą to przyniesie to pecha w przyszłości. Niespodziewani goście dostali słone orzeszki oraz po kieliszku koniaku (któż by nie chciał!). Już prawie wychodzili, ale nie! Ostatnie uderzenie rózgą w każdego z gości i teraz jest pewność, że kolejny rok przyniesie powodzenie. 

Estończycy są zabobonni, wierzą trochę w duchy, trochę w przesądy, a najwięcej to lubią kultywować tradycje swoich ugrofińskich przodków. Mardipäev jest związany z kończącym się jesienią sezonem rolnym i dawniej na wsiach przebierańcy chodzili od domu do domu śpiewając, tańcząc i recytując wiersze, a w zamian dostawali słodycze. (Po powyższym przykładzie widać, że tradycja ewoluuje.) Obecność przebierańców chodzących od drzwi do drzwi - takie odwiedziny nazywa się Mardijooks - dawała szczęście i błogość plonów w kolejnym roku. Dzisiaj dzieci uczą się w szkole tej tradycji i chodzą po domach jak dawniej. Zobaczcie na poniższym filmiku. 


Czy w Estonii obchodzi się Halloween? Nie bardzo, tutaj Mardipäev spełnia tą rolę. Dla równowagi pod koniec listopada ochodzi się również Kadripäev, czyli Katarzynki. Wtedy chłopcy i dziewczęta przebierają się w białe płótna i również odwiedzają domy sąsiadów śpiewając i recytując wiersze. 

Obserwowanie estońskich zwyczajów, bogatych tradycji ludowych i słuchanie o ugrofińskiej mitologii (a jakże!) jest jak zanurzenie w czymś mistycznym, innym, ciekawym. Po dłuższym zastanowieniu przecież i my, Polacy, mamy wiele swoich tradycji ludowych, o których zapominamy coraz bardziej. Dziady, Zaduszki, Andrzejki, Noc świętojańska. Od teraz będę o nich pamiętał jeszcze bardziej.

Tak się obchodziło Mardipäev w 1966 roku. Estończycy wiedzą jak świętować.

Komentarze

  1. Czemu ja na to nie wpadłem? Żeby bić ludzi rózgą za kieliszek koniaku? Genialne w swojej prostocie... :D

    OdpowiedzUsuń
  2. Niezwykle interesujące :)
    trochę mi to przypomina naszych tzw. 'drabów noworocznych' :)
    tutaj przykład czegoś podobnego do naszego sądeckiego zwyczaju, pochodzący z Podkarpacia (u nas wygląda to dosyć podobnie):
    http://www.muzeumetnograficzne.rzeszow.pl/node/170
    https://pl.wikipedia.org/wiki/Draby_noworoczne

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Faktycznie, niemal identyczne. Z każdą taka nowinką przekonuję się coraz bardziej, że oni kulturowo są bardziej Europą Wschodnią, niż Skandynawią;-)

      Usuń
    2. Wpływy polskie, prusackie i litewskie (a potem też rosyjskie) zrobiły swoje :)

      Usuń
    3. Jeszcze niemieckie i szwedzkie wpływy, ale to tylko w języku i religii pozostało. W głowie są tacy jak wyżej wspomnieliśmy :)

      Usuń
  3. Super. Bardzo ciekawe rzeczy :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Zawsze mnie takie etno-zwyczaje fascynowały!

    OdpowiedzUsuń
  5. Ciekawy wpis, nie słyszałam wcześniej o tym zwyczaju :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz