Biała łazęga po Sądeckim Beskidzie


Wstęp

Bohaterowie książki Andrzeja Stasiuka "Biały kruk" wybierają się na zimową eskapadę w Bieszczady. Wyrusza czwórka starych przyjaciół i piąty, nowy w ekipie. Idą bez mapy, bez specjalnej orientacji w terenie. Mają po około trzydzieści lat, nie widzieli się dłuższy czas, każdy z nich nosi historię niezadowolenia ze swojego życia. Mają nadzieję, że Bieszczady ich wybawią. Że znajdą to, co chcą. Wolność. Niezależność. Sens istnienia. I tak idą. Trafiają na lokalnych mieszkańców, nocują w starych bacówkach, a nawet w opuszczonej cerkwi. Kierunek wędrówki ustalają spontanicznie - tam przez grzbiet do doliny, czy wąwozem na dół, a potem przez potok na drugą stronę masywu. Gubią się. Rozdzielają się i znajdują z powrotem. Czują się jak bieszczadzkie wilki. Idą, słuchając swoich zmysłów. W trasie pogryzają kiełbasę, zapijają wódką. A jak brakuje im sił to jedzą śnieg wymieszany z kawą. Bohaterowie w trakcie wędrówki wspominają młodość, lata szaleństw, idei i walki o lepsze. Ich przygoda zamienia się powoli w swoistą partyzantkę, w której każdy okazuje się samotny i żyjący na co dzień pod presją otoczenia. Partyzanci Stasiuka zaczynają w końcu za bardzo się wczuwać w swoją rolę. Opary alkoholu, rosnąca frustracja i zmęczenie spowodują, że jeden z nich zastrzeli polskiego pogranicznika...

Nas była trójka. Udaliśmy się w Beskid Sądecki. Mieliśmy mapę. Żywiliśmy się więcej niż tylko kiełbasą i wódką. No i nikt nie został zastrzelony. Na nogach mieliśmy rakiety śnieżne, w rękach kijki trekingowe, w nogach kalorie, a w głowie iskrę nadziei i spokoju. Poza tym cały wyjazd przypominał troszkę klimatem wyprawę, tą z książki Stasiuka.

Dzień pierwszy. Na Słotwinach.
Dzień pierwszy. Słotwin ciąg dalszy.
Dzień pierwszy. Wkraczamy w las pod Runkiem.

Rozwinięcie

Wyruszyliśmy z Czarnego Potoku, przy dolnej stacji kolejki na Jaworzynę Krynicką. Tam odebraliśmy nasze rakiety śnieżne i wiedzieliśmy, że możemy ruszać na szlak.

Poprzednie kilka dni sprawdzałem systematycznie prognozę pogody i aktualne warunki w Beskidzie. Początek roku 2019 okazał się wyjątkowy - potrafiło sypać z krótkimi przerwami przez 10 dni z rzędu. W mieście pokrywa osiągała nawet 30cm, w podgórskich wsiach 80cm, a wysoko na grzbietach Sądeckiego zapewne grubo ponad metr. Do tego minusowa temperatura, wiatr, zmienne warunki pogodowe. Szukałem w tym wszystkim sensu. Ale skoro wypad był z dawna zaplanowany, a nie byłoby drugiej okazji, to trzeba iść. Tylko z rozumem i dozą odwagi.

Dzień pierwszy. Oj schylać się trzebało pod tymi gałęziami.
Dzień pierwszy. Pod dachem drzew.
Dzień pierwszy. Gubiąc szlak pod Runkiem.

To były niespełna trzy dni - takie dwa i pół. Plan był ambitny, ale wiadomym było od początku, że nie zrobimy 60 kilometrów wzdłuż całej grani Beskidu Sądeckiego zaczynając w Krynicy, a kończąc w Krościenku. Wyruszyliśmy i w trakcie wędrówki skonfrontowaliśmy się z naszą kondycją, możliwościami fizycznymi i własną psychiką, która bywa niekiedy krucha.

Finalnie skończyliśmy z 40 kilometrami na liczniku, kilkoma tysięcznikami zdobytymi po drodze i paroma zgubieniami szlaku. Pogoda momentami rozpieszczała, a momentami zagradzała widoczność gęstą, jak skondensowane mleko, mgłą. Rakiety śnieżne natomiast są skarbem, który zabezpieczył nas przed zapadaniem się w śniegu po pas.

Dzień pierwszy. Szczyt Runku.
Dzień pierwszy, Odbijamy na Halę.

Hala Łabowska. Koniec pierwszego dnia. Było już chwilkę po zmroku, a mgła gęstniała z każdą minutą. Budynek był cały pusty i ciemny, i otwarty. Gospodarz nie spodziewał się gości (bo jednak zimą warto uprzedzić o swoim przyjściu w schronisku). Żurek i bigos smakowały jak nigdy. Na chwilę włączono nam agregat prądotwórczy i piec, dzięki czemu wykąpaliśmy się w cieple i przy świetle. Resztę wieczoru spędziliśmy przy świeczce na dyskusjach o życiu. Pobudka rano w chłodnym pokoju schroniskowym nie należy do przyjemnych zwłaszcza, gdy jest dość wcześnie i słyszysz, że za oknem jest silny, porywisty wiatr i 12 stopni na minusie. Potem wyglądasz za okno i widzisz tą krainę z innej planety, i zapominasz o pierwszych marudzeniach tego dnia.

Dzień drugi. Widok z rana.
Dzień drugi. Witamy na innej planecie.
Dzień drugi. Hala Łabowska.

Hala Pisana i polana Bukowina. Wędrowanie grzbietem pasma Jaworzyny Krynickiej od Hali Łabowskiej w kierunku zachodnim jest bogate w różne hale i śródleśne polany, które się mija. Latem zajadamy tam się borówkami, a teraz zimą patrzyliśmy na zmrożone, zasypane pojedyncze drzewa wyglądające jak śnieżne kopce. Jednak to na polanie Bukowina pod Halą Pisaną czekał na nas widok wyjazdu - pełne słońce i Tatry na horyzoncie. Bielskie z Hawraniem na wejściu. Plecak na śnieg, wyjąć kanapkę z szynką i serem, herbatę z termosa trzymać w drugiej ręce i celebrować. Takie carpe diem. Radość z małych rzeczy, które przynoszą wiele.

Dzień drugi. Hala Barnowska.
Dzień drugi. Zmierzając na Halę Pisaną.
Dzień drugi. Kontrasty nieba i śniegu na Hali Pisanej.
Dzień drugi. Polana Bukowina i niespodzianka w tle.

Jarzębaki i Piwowarówka. Dwa przysiółki po dwóch przeciwległych stronach Piwnicznej Zdroju. W obydwu jest urokliwa kapliczka przy drodze w pakiecie z kilkoma chatami drewnianymi. Chciałoby się, aby na choć jednej było napisane "na sprzedaż" albo chociaż "oddam w użytkowanie za darmo". To były takie dwa miejsca na naszej trasie, gdzie dobrze pisałoby się książkę, pracowało zdalnie, oddychało pełną piersią, a po natchnienie szło by się do tej kapliczki. Zapewne marzenie ściętej głowy, ale póki nikt nie każde mi za marzenia płacić to sobie marzę, a raczej uczę się marzyć.

Dzień drugi. Jarzębaki.
Dzień drugi. Piwowarówka u schyłku dnia.

Magóry, Eliaszówka i koniec świata. Tamte okolice w ciągu ostatnich 365 dni schodziłem kilkakrotnie. Niby znam i kojarzę te szlaki, ale musiał pojawić się na trasie kryzys. Takie coś pomiędzy brakiem sił, a wkurzeniem na to, że ta droga tak się dłuży. Być w górach i nie walczyć ze samym sobą to jak być w Paryżu i nie widzieć Łuku Triumfalnego. Niby można, ale jakoś tak się nie klei. Tutaj na wyprawie w ostatnich metrach do Chatki Magóry złapała mnie chęć, by już nie iść dalej. Siąść, zamarznąć i zostać w ciemnościach. Ale z ciemności często wyciąga nas jakaś tajemna siła, albo czołówka kompana, który usłyszał nasze darcie z oddali, zatrzymał się, poczekał, dał herbaty i poszedł dalej razem ze mną, towarzysząc o krok. Czasami z kryzysu wyciągnie mnie jeszcze wizja pierogów i piwa u celu. Nie ukrywam, ona też podziałała.

Dzień drugi. Widok ze szlaku zielonego na Eliaszówkę.
Dzień trzeci. Widok na Słowację z Eliaszówki.

Koniec. Zawsze następuje. Tutaj musiało się kiedyś skończyć wędrowanie. Zakrzywiona czasoprzestrzeń poprzez wielokilometrową wędrówkę musi się (niestety) znowu odprostować w smrodzie miasta. Miałem wrażenie, jakby tydzień mnie w świecie nie było i jakbym wrócił z wakacji na drugim krańcu świata, a to był rodzimy Sądecki i tylko dwa i pół dnia. Drużyna Pierścienia (albo Drużyna Rakietowa) też się musiała rozpaść i być może znowu gdzieś się spotkamy, może na tej samej drodze, a może w innym składzie. Wspomnienie zostanie na dłużej. Smak herbaty z imbirem, rozchodniaczek z nalewki z czarnego bzu, dreszczyk emocji na szlaku, widoki z hal, dyskusje o pizzy, gustach, historii małej i dużej. No i głupie żarty. Bo jak mówi jeden z bohaterów "Białego kruka": "Tęskni się do rzeczy głupich. Nawet wtedy, gdy jest się mądrym, wtedy chyba najbardziej".

Z dnia drugiego - bajka z pasmem Radziejowej w tle.

Zakończenie

Bohaterowie Stasiuka finalnie pokłócili się, rozeszli w różne strony, podzieliły ich zdania, idee i opinie. Jednego zostawili umierającego w starej cerkwi.

W naszej wyprawie było inaczej, ale gdy byśmy nie zachowali pewnych podstawowych zasad, jak się zachowywać w górach zimą to mogli byśmy powtórzyć los z "Białego kruka".
- Warto mieć zawsze naładowany telefon ze sobą. Powerbank jest pomocny. Pamiętajmy o numerze alarmowym do GOPRu: 601 100 300.
- Nie idźmy w zupełnie nieznany nam teren. Eksplorację nowych szlaków zostawmy na sezon letni, a zimą idźmy tam, gdzie wiemy, jak wygląda nasza trasa. Zimą nawet znajomy widok nie przypomina dokładnie tego z lata.
- Nie szarżujmy. Może niektórzy przebiegną 30 kilometrów w śniegu po pas, ale 15-20 kilometrów dziennego marszu zmęczy nas dostatecznie, a jednocześnie nie zabije.
- Czołówka, latarka, drugie rękawiczki, kilka cieńszych warstw ubrań zamiast jednej czy dwóch grubszych. No i herbata w termosie. Niby wszyscy o tym wiemy, ale tylko przypominam.
- Idźmy zespołowo, albo chociaż czekajmy na siebie na szlaku. Sprawdzajmy trasę na GPS-ie. Kontrolujmy swój oddech, tętno, aktualną kondycję. Nikt nie jest ze stali, a zimą w górach nie jest zawsze tak romantycznie, jak w czerwcu na polanie z borówkami.
- Rozmawiajmy. W górach człowiek się otwiera. Nie tylko na doznania estetyczne płynąca z piękna otaczającej przyrody, ale także na drugiego człowieka. Wysłuchajmy, skomentujmy i dużo żartujmy.

Tyle o sobie wiemy, na ile nas sprawdzono. Sprawdzian w Beskidzie mogę zaliczyć jak najbardziej pozytywnie.

Mapa dla orientacji (źródło: mapa-turystyczna.pl)


Komentarze

  1. Piękne widoki! Chętnie bym się gdzieś tam zaszył i... pisał. Brakuje mi takich miejsc. :-)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Pomogę znaleźć Ci dobre miejsce do pisania w Beskidzie. Jeśli tylko chcesz, pisz, a miejsce będzie miał:-)

      Usuń
  2. Patrzysz z oddali i nie dowierzasz temu - to co z bliska wydawało się tak zwyczajne, teraz jawi się jak poezja. Oderwać się od siebie jest czymś więcej niż tylko dostrzec potrzeby drugiego człowieka na swojej drodze - to zobaczyć siebie w prawdzie na "tle" wydarzeń i ludzi. Nie liczy się co najczęściej fotografujesz, ale to co przyciąga Cię na tyle silnie, że pójdziesz za tym w nieznane.
    Dzięki

    OdpowiedzUsuń
  3. Zima bardzo ładnie nas obdarzyła śniegiem w tym roku, i dzięki niej mamy takie fajne widoczki. Krajobraz na zdjęciach wygląda świetnie, daje prawdziwy klimat zimy, taki jaki lubię :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Jaka zima jest piękna! Czytanie tego bloga to sama przyjemność :) Warto się tu zatrzymać, choćby na chwilę. Pozdrowienia

    OdpowiedzUsuń
  5. Ale wspaniała relacja. Zdjęcia czarują.

    OdpowiedzUsuń
  6. Extra fotki. Dopisujemy na listę miejsc do odwiedzenia :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz