Małe Karpaty - jak zwiedzać przy brzydkiej pogodzie?

Hop sa sa w Małych Karpatach. Skromna zima zaliczona!

To miał być przedłużony, zimowy weekend w Bratysławie. Sprawdzałem prognozę pogody i zapowiadano przez cały tydzień, że będzie słonecznie, w dzień lekki plus, w nocy solidniejszy przymrozek. Spotkanie z międzynarodowymi znajomymi wychodziło na to, że będzie idealne - dobra pogoda i dobra kompania, to jest chyba u wielu sprawdzona metoda na udany wyjazd. Wsiadłem do FlixBusa w Krakowie. Kierunek Ljubljana - kierowcy mówili do mnie słoweńsku, w autokarze zaś po sąsiedzku miałem parę Rumunów, rosyjską rodzinę i szepczących Słowaków za plecami. Klimat drogi i wyprawy w "wielką zagranicę" (choć tak naprawdę ledwie 350 kilometrów na południowy zachód) już mi się udzielał. Kawa na stacji benzynowej po drodze i wyślepianie oczu na górskie pasma Karpat po słowackiej stronie. Wszystko było zbyt idealne, więc jakieś 100 kilometrów przez stolicą Słowacji wjechaliśmy w gęstą jak mleko mgłę - temperatura spadła w okolice zera, widoczność również, a morale podupadły. Bo co by tu robić trzy dni w Bratysławie przy takiej szarudze i w marznącej wilgoci? Na pewno musimy wyjechać z miasta na jeden dzień gdzieś dalej. Wybór trafił na Smolenice i Małe Karpaty. Zapraszam Was na małą wycieczkę!

W górach powyżej 300 metrów już śnieg i zmrożone drzewa!

Małe Karpaty

Jest to niewielkie pasmo górskie w zachodniej Słowacji, które oczywiście wchodzi w skład całego łuku Karpat. Małe Karpaty rozciągają się po skosie, z płn-wsch na płd-zach. Jeśli spojrzeć na mapę to pasmo dociera swój zasięgiem nawet na teren Austrii i zahacza o obszar stolicy Słowacji - Bratysławę. Małe Karpaty, jak sama nazwa wskazuje, są małe, a raczej niezbyt wysokie. Najwyższe Zaruby sięgają 768 m n.p.m. - niemniej różnice wysokości są dość znaczne i sięgają nawet 600 metrów!

Tam za drzewami i we mgle powinny majaczyć się Zaruby!

Nie można nie wspomnieć o geologii tych gór, która jest o wiele ciekawsza niż "nasz, polski" flisz karpacki. Budowa pasma przypomina trochę budowę Tatr - od południowej strony występują skały magmowe i metamorficzne, które przykryte są skałami osadowymi wieku mezozoicznego (mezozoik to ten okres w historii Ziemi, co dinozaury i jeszcze ich gadzie dziadki chodziły po Ziemi). Natomiast północna część Małych Karpat to tylko skały osadowe także wieku mezozoicznego, od triasu do kredy. Co ciekawe, na obszarze całego pasma możemy spotkać relikty dawnej działalności wulkanicznej w postaci intruzji skał bazaltowych! No i jeszcze wspomnijmy o małokarpackim krasie, który zaznacza się w niektórych miejscach - także w Smolenicach, do których jedziemy!

Idziemy do Narni...

Smolenice 

Jest to dość spora wieś położona około 50 kilometrów na północ od Bratysławy i całkiem niedaleko na zachód od Trnavy, która jest nie tylko największym miastem w okolicy, ale stolicą regionu, w którym Smolenice się znajdują. Sama wieś nie wyróżnia się niczym nad inne pozostałe, znane nam słowackie wsie - zabudowa ulicowa, główny przystanek, kilka sklepów, podły bar i kolibka, w której można całkiem przyjemnie zjeść i napoić się. No i jeszcze kościół w stylu austro-węgierskim z cmentarzykiem.

Mapa i żółta tabliczka ze szlakami - nieodzowny element każdej słowackiej wsi


No to po co jechać do Smolenic? Dla zamku!


Smolenice nie powstałyby, gdyby nie to, że tędy przebiegał średniowieczny szlak handlowy. Od XIV wieku tych okolic strzegł zamek obronny postawiony na skalnej ścianie górującej nad okolicą. Podczas wojen napoleońskich spłonął, po czym w XIX wieku odbudowano go w stylu romantyczno-historycznym i stanowił rodową siedzibę rodziny Pálffy. Po II wojnie światowej majątek został znacjonalizowany i przekazany Słowackiej Akademii Nauk. Naukowcy chyba polotu do architektury nie mieli i odbudowali zamek po wojennych zniszczeniach w stylu trudnym dzisiaj do odgadnięcia. Niemniej lokalizacja budowli oraz otaczający ją park angielski przyciągają dzisiaj w weekendy (nawet te mgliste, zimowe) garść Słowaków. 



Trzeba tylko napomknąć, że zamek można zwiedzać tylko w miesiącach letnich. Obecnie znajduje się w nim Centrum Konferencyjne i wejście nawet na dziedziniec jest zabronione. Jeśli przyjedziecie tutaj zimą (tak, jak my) i będziecie głodni atrakcji to pod zamkiem polecam odwiedzić knajpkę "Koliba pod zamkom". Kapustnica (coś a'la kwaśnica), haluszki i kofola to zestaw, który musicie spróbować!

Smolenice są także świetną bazą wypadową na górskie wędrówki. W 1,5 godziny możemy wyjść na najwyższy szczyt Małych Karpat - Zaruby. A jeśli nie mamy tyle czasu to możemy poszwędać się po tutejszych lasach i trafić nawet do krasowej dolinki Hlboczańskiej. Dolinka słynie z wysokich, skalnych ścian ją otaczających. Głębokość parowu sięga 100 metrów, a szczęśliwcy o ciepłej porze roku mogą oglądać wodospad Hlboczański (zimą jest zamarznięty lub wysuszony). Całkiem niedaleko stamtąd można odwiedzić jaskinię Driny - najdłuższą w Małych Karpatach! 


Odsłonięcia pięknych triasowych wapieni i dolomitów!
Schodząc do wsi jest gdzie się napoić i nawet własnego kubeczka mieć nie trzeba :)

Jak dojechać?

Do Smolenic można dojechać trojako - najwygodniej to własnym samochodem, na drugim miejscu polecam słowackie koleje z przesiadką w Trnavie, a na koniec słowackie autobusy, które z Bratysławy niestety w tamte strony kursują dość rzadko.

A w gratisie... Trnava

Drogę powrotną ze Smolenic odbyliśmy busem z przesiadką na pociąg w Trnavie, ale kiedy zobaczyliśmy przez okna pojazdu mury obronne miasta i całkiem przyjemny widok starówki to stwierdziliśmy, że wycieczkę przedłużymy sobie o jedną godzinę, żeby zaspokoić swoje, nie ukrywajmy, rozczarowanie zamkniętym zamkiem w Smolenicach.

Brama do starego miasta
Rynek wraz z (uciętą) wieżą ratuszową. Brawo ja!

Trnava to dość spore, 65-tysięczne miasto będące stolicą regionu (samospravnego kraju). Jak się okazuje, miasto ma za sobą długą historię. Jest to pierwsze lokowane miasto na terenie obecnej Słowacji, a wzmianki o nim sięgają początków XIII wieku. Przez kilka stuleci była to siedziba prymasów węgierskich, a do dzisiaj Trnava jest siedzibą archidiecezji. W czasach bliższych nam, czyli w 2. poł. XX wieku produkowano tutaj samochody znanej marki Skoda, a dzisiaj robią Francuzi (m.in. Peugeot).

W tej bazylice była siedziba prymasów!

W mieście znajdziemy wiele kawiarenek i restauracji, które wyglądają całkiem przyjaźnie. Stare miasto zostało w większości odnowione i sporą część ulic przerobiono na deptaki. Pomimo zachodzącego słońca i zbliżającego się zmroku udało nam się zobaczyć podstawowe atrakcje w świetle dziennym, ale z uwagi na to, że na miasto poświęciliśmy ledwie godzinkę (o jakieś dwadzieścia cztery za mało) to swoje żołądki musieliśmy uraczyć tylko kawą z dworcowego automatu za kilkadziesiąt euro centów - co zabawne, kawa była bardzo dobra i lepsza niż w pewnej bratysławskiej cukierni!

Na deser... Bratysława

Być w Bratysławie i nie wspomnieć o Bratysławie? Chociaż to był mój drugi raz w tym mieście (pierwszy był podczas szkolnej wycieczki w mezozoiku) to trochę jednak czułem się, jak bym był pierwszy raz. Stolica Słowacji liczy sobie ponad 400 tysięcy mieszkańców, co przy niedalekim Wiedniu czy Budapeszcie, a nawet Pradze, stawia ją na ostatnim miejscu. Bratysławę często turyści pomijają lub zostawiają sobie na nią pół dnia. Na blogach również Bratysława jest traktowana po łebkach, a sami Słowacy w swoich opiniach nie wypowiadają się radośnie na temat swojej stolicy.

Chciałem odczarować to złe wrażenie, ale pogoda w tym nie pomagała. Ale się nie poddawajmy i wymieńmy to, dla czego warto tam pojechać i zostać na cały weekend!

1. Starówka pełna klimatycznych uliczek na czele z bramą Michalską. Spacer wiele czasu nam nie zajmie, ale głowy będziemy zadzierać do góry. To pewne!

W niedzielny poranek przyprószyło nawet śniegiem!

2. Zamek Bratysławski - zlokalizowany na górze, przypominający odwrócony stół z czterema nogami. Dla samego spaceru oraz oglądania widoków warto tam się wybrać!

Z lewego profilu...
...z prawego profilu.
Widoki, że palce lizać!

3. Misz-masz architektoniczny. Międzywojenny modernizm, obok XIX-wieczna kamienica, a zaraz za rogiem blok z "wielkiej płyty". Może to koleć w oczy, ale też ma swój swoisty urok. Fani nowoczesnych wieżowców na pewno ucieszą się na widok wysokościowców, jakie otaczają dzisiaj dworzec autobusy - niektóre mają ponad 30 pięter!

Główna hala dworca kolejowego - trochę wygląd, jak sądeckiego dworca z lat 80-tych. No i ta mozaika.

4. Ceny. Wizyta w Bratysławie nas zdecydowanie nie zaboli po portfelu. Ceny w sklepach, jak i lokalach gastronomicznych są na podobnym poziomie jak w polskich, dużych miastach. Zatem nie musimy przygotowywać budżetu na to miasto, jak byśmy udawali się do Norwegii - uff!

5. Czajownia Podzemiczko (albo Underground), która znajduje się na starówce w głębokiej piwnicy, która kiedyś jako bunkier przeciwbombowy. Klimat i zapach Azji - stolików i przytulnych legowisk w stylach japońskim, chińskim czy indyjskim nie brakuje. Menu równie bogate, a ceny ludzkie. Przeczytałem tam z pół książki czekając na autobus. Rzec można - bomba!


6. Wzgórza Slavin i Kalvaria. To drugie wyższe od pierwszego, ale obydwa znajdują się rzut beretem od centrum miasta. Na Slavinie jest położony ogromny pomnik ofiar II wojny światowej, a dokładnie bitew wyzwalających słowackie miasta przez Armię Czerwoną. (Dla fanów Beskidów dodam, że obok Bratysławy jest wymieniana także Dukla. Tak! Nasza, podkarpacka Dukla, gdzie też odbyła się jedna z największych akcji militarnych 1944 roku.) Na Kalvarii nie znajdziemy nic spektakularnego poza bogatymi willami i niewielkim lasem na samym szczycie. Okolica jest bardzo zielona (albo bardzo biała, nawet zimą!) i jeśli nie macie dużo czasu, a chcecie doznać jakichś "leśnych kąpieli" to zapraszam! Z dworca kolejowego dojdziecie w mniej niż pół godziny.

Wchodzimy po schodach na Slavin.
Pomnik tak ogromny, że mgła przysłaniała jego czubek!
Zaciszny szczyt zmrożonej góry Kalvarii.

Taka bliska, a tak nieznana. Będąc z południa Polski najczęściej się jeździło w słowackie góry - Tatry, Lubovnansku Vrhovinu, Pieniny i Spiska Magura, a pół dzieciństwa spędziło się na wycieczkach po Bardejovie, Preszowie czy Starej Lubovni. Bratysława, czy cokolwiek bardziej "zachodniego" zawsze kryło przede mną zagadki. Po tych trzech dniach kryje ich nieco mniej, ale na ich odkrycie przyjdzie pewno jeszcze sporo poczekać.

Źródło: Mapy Google


Fajna jesteś Słowacjo, ale dla mnie jednak fajniejsza z tej strony, kiedy stoję na moście granicznym w Leluchowie i patrzę na lewo na rusińską wieś, a w prawo na tatrzańskie szczyty majaczące się w tle. 

Komentarze

  1. Trudno uwierzyć, że w tym samym kraju jedni wolny czas spędzają ram często zagranicą (bo mają rzut beretem), a dla innych jest to totalna abstrakcja :)
    Bardzo fajnie napisane - wyrabiasz się ;)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dzięki! :)
      Polska długa i szeroka - ciężko było mi zrozumieć "tych ze środka", bo jak można nie mieć tak blisko do jakiegoś ościennego kraju. Ale nie ma tego złego, bo właśnie ci lepiej znają Polską od środka, a ja to nadal czuję, jakbym poza Małopolską to nie znał nic ;)

      Usuń
  2. Haluszki! <3
    Tak, to zdecydowanie dobry powód by ruszyć na Słowację. Lub do Czech, bo tam też je jadłam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam jeszcze jedną kolibę w Łącku, najbliżej z Krakowa, gdzie zjesz lokalne, miejscowe haluszki :)

      Usuń
  3. Ten komentarz został usunięty przez administratora bloga.

    OdpowiedzUsuń
  4. Witam.
    Znalazłem Cię po komentarzu u Maćka.
    Fajny wpis - teren kompletnie mi nieznany, szkoda - wydaje si e wprost idealny na trekking rowerowy. Muszę podrzucić taki projekt w swoich grupach.
    ps. dodałem twój blog do obserwowanych, więc będę częściej.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Małe Karpaty jako taka odskocznie od innych pasm karpackich to jak najbardziej dobra opcja na wyjazd :)
      Witaj na blogu, zachęcam do poczytania innych wpisów :)

      Usuń
    2. Jasne - jak tylko się uporam z zaległościami u siebie.

      Usuń

Prześlij komentarz