Korbania - już Bieszczady, a jeszcze nie połoniny

"Rzucić wszystko i pojechać w Bieszczady"? Nie tak łatwo, jak się wydaje. Nim przysiadłem do stworzenia poniższej górskiej relacji musiałem dokładnie rozejrzeć się w najnowszym podziale fizycznogeograficznym Karpat, aby utwierdzić się, czy tamtego dnia byłem faktycznie w Bieszczadach. I słusznie. M. będąca mieszkanką tamtejszych terenów z dozą humoru krytykuje stereotypowe zdania turystów odwiedzających Solinę i mówiących: "zobaczyłem połoniny na horyzoncie, zobaczyłem jezioro, byłem w Bieszczadach, mogę wracać". Wg aktualnej regionalizacji Polski (nie taka nowa znowu, bo z 2018 roku) jezioro Solińskie i okoliczne pogóry wchodzą w skład Gór Sanocko-Turczańskich. Gdzie zatem zaczynają się Bieszczady? Można powiedzieć, że na Korbani, na którą dzisiaj sobie pójdziemy.

Wędrówkę musimy zacząć w Bukowcu. Uroczej, dawnej bojkowskiej wsi położonej nad Solinką. Dojedziemy do niej drogą wojewódzką z Polańczyka kierując się na południe. Bukowiec znajduje się zaraz za południowymi rubieżami jeziora Solińskiego. To między innymi w tym miejscu geografowie niedawno ustalili nową granicę Bieszczad. Miejscowość będzie naszym startem i metą.

Zaczynamy spod kościoła
Szlak najpierw wiedzie w prawo, w lewo, na zygzak

Kiedy spojrzymy na mapę Bieszczad czy w ogóle wszystkich pasm Polski południowo-wschodniej dojrzymy, że bardzo trudno jest zaplanować jednodniową wycieczkę, podczas której zrobimy pętlę (chyba, że preferujemy spacery wte i wewte). Szlaki są często poprowadzone długimi graniami, zaczynają i kończą się w odległych od siebie wsiach i przysiółkach. Będąc zmotoryzowanym turystą trudno będzie nam tak zostawić samochód, aby po niego nie wracać się robiąc kilometry po asfalcie. Oczywiście o transporcie publicznym nie ma mowy, bo jesteśmy w regionie, który zamieszkuje ledwie kilkadziesiąt tysięcy ludzi, a gęstość zaludnienia jest porównywalna do Estonii. 

Zatem piękną kwietniową sobotą, która była pogodowym oknem pomiędzy dwoma długimi deszczowo-śnieżnymi epizodami w polskich górach, wybraliśmy się właśnie na Korbanię robiąc górską pętlę po północnych skrawkach Bieszczad.

Jak pokazuje mapa, trasa nie jest długa i nie jest bardzo wymagająca. Niespełna 11 kilometrów pokonamy w 4 godziny plus odpoczynek na samej górze. A jest co robić na Korbani. Przede wszystkim możemy podziwiać widoki z tamtejszej wieży widokowej. Na szczycie znajduje się niewielka, drewniana i odkryta konstrukcja, z której rozpościera się szeroka panorama na tak zwane "choć co".

Na południowym wschodzie ujrzymy bieszczadzkie połoniny. Najpierw Smerek, który przykryty kwietniowym śniegiem przypominał nam bardziej islandzki wulkan. Następnie Połoninę Wetlińską, a dalej już Caryńska, Tarnica i reszta towarzystwa. Kręcąc główką trochę w lewą stronę dojrzymy ukraińskie Pasmo Borżawa w dalekim tle. A już zupełnie na północy objawi się nam "wielka woda", czyli jezioro Solińskie otoczone wspomnianymi już Górami Sanocko-Turczańskimi.

Prawie jak te wieże z "Władcy Pierścieni". Podpalmy ją i wezwijmy Rohan na pomoc - zaśmieszkowałem znajomym
W tle islandzkie czapy lodowe bieszczadzkie połoniny
Oraz wielka beskidzka woda

Okolice Bukowca są nie tylko piękne i widokowe, ale również dzikie i zamieszkałe przez bogatą faunę. Wędrując po wiosennym śniegu dopatrzyliśmy się całej gamy śladów naturalnych mieszkańców regionu: żubra, wilka czy niedźwiedzia. Większość śladów była świeża i pochodziła najwyżej z poprzedniej nocy. Zatem warto jednak nie pałętać się samemu po grzbiecie Korbani, jeśli nie jesteśmy oswojeni z dziką zwierzyną, którą możemy czasem napotkać na swojej drodze.

Noga człowieka i noga wilka
Podtopiony ślad miśka
Pazurki były nieobcięte

Nie liczcie na schroniska po drodze, na pierogi ruskie na wynos, czy na knajpę we wsi na dole. Okolice nie są bogate w infrastrukturę gastronomiczną, więc koniecznym jest wzięcie wałówki na drogę. Na szczycie Korbani znajdują się turystyczne wiaty, więc przy dobrej pogodzie jest to dogodna miejscówka na godny popas na "wysokim poziomie".

Mordka szczerzy zęby na jedzenie...
...ale najpierw trzeba wystyrmać się na szczyt wieży.
Impresje z drogi w dół.
"Gdyby tak tam pojawił się żubr, ależ byłby kadr" westchnęła M. nieśmiało. (cytat z żadnej powieści)

Po zrobieniu kilkunastu kilometrów nasza słoneczna sobota nie miała się już kończyć. W okolicach Bukowca i nieco bardziej na południe od niego znajduje się kilka sympatycznym miejsc, które warto odwiedzić. My wybraliśmy się do Łopienki. Do której zresztą można z Korbani również zejść turystycznym szlakiem. 

Łopienka obecnie jest niezamieszkałą wsią (a przed wojną zaś, jakby się to powiedziało, narodu było jak diabli), w której jedynym zachowanym budynkiem jest dawna cerkiew grekokatolicka św. Paraskewy. Po renowacji świątynia wygląda ślicznie. Wewnątrz surowe, kamienne ściany robią wrażenie. Nieco smuci brak ikonostasu oraz urządzenie cerkwi na styl łaciński, tj. rzymsko-katolicki. Tak czy owak na klimat narzekać nie można! 

Mało gdzie pozwolą ci wyjść na chór. A jeszcze do tego fotografować do woli!

Poza cerkwią w Łopience wiele nie zwiedzimy. Przynajmniej wiele nie zwiedzi ten turysta, który tutaj przyjedzie autem (lub przyjdzie ścieżką z Polanek), chwilkę rozejrzy się dookoła i pojedzie w kolejne miejsce. Idąc w górę doliny dojdziemy do Studenckiej Bazy Namiotowej "Łopienka". Natomiast jeśli wybierzemy się ścieżką w stronę Korbani dojdziemy do dwóch ciekawych miejsc. Pierwsze z nich to stary cmentarz - przy tabliczce na szlaku skręcamy w prawo i po parunastu metrach trafiamy na wypłaszczenie w lesie, które sugeruje, co dawniej się tu znajdowało. My znaleźliśmy już tylko jeden nagrobek bez żadnych napisów. Zaraz w pobliżu pozostałości cmentarza znajduje się źródło wypływające wprost z gruntu. Jeśli prześledzimy bieg strumyku idąc wzdłuż niego, to trafimy na ponor. Jest to niewielka dziura w ziemi, do której wpływa woda. Najczęściej ponory powstają na terenach krasowych. Jak widać tutaj strumyk płynący po nudnym, fliszowym podłożu zdecydował się schować pod ziemią! 

Zupełnie zwariowane drzewo
Nic a nic. Żadnych napisów. Tylko stare znicze.
Widok z dzikiej polanki nad Łopianką
Na tym niewyraźnym zdjęciu widać ponor. To ta mała dziurka pośrodku - do niej wpływa strumyk.
Na tym wyraźnym zdjęciu widać źródło. Tam też jest dziura, z której zaś woda wypływa. :)

Wiosenna aura sprzyjała nam w Łopience, ponieważ załapaliśmy się także na krokusy, które dziarsko porastały niewielką polankę przed cerkwią. 

Dzień się powoli dopalał, ale emocje wręcz odwrotnie. Będąc w województwie innym niż małopolskie czułem się jak zagranicą. Inne zabudowania, inne krajobrazy, inne świątynie, nawet inny akcent mieszkańców pod Lidlem w Lesku. To była piękna sobota, ale zaledwie połowa z tamtego weekendu, który rozgrzał mnie podróżniczo. Oby Korbania była dobrym omenem na kolejne miesiące.

Zawsze patrz do góry.
Albo przynajmniej plątaj się po krzakach.

Komentarze

  1. Cicha, spokojna Łopienka... o ile nie trafi się na tłoczny event prodziecięcy, który wraz z masą animatorów, stanowisk z rękodziełem i zainteresowanych talentami pociech rodziców nie tchnie na nowo ducha w to opuszczone miejsce ;) Zgadnijcie, skąd wiem :) Ale miało to swój urok!

    OdpowiedzUsuń
  2. Ekstra odkrycie. Pochodzę z Podkarpacia, ale tych rejonów nie znam. Dzięki za inspirację, z chęcią się wybiorę przy najbliższej okazji :) Super czyta się Twoje teksty, pisane lekko i z humorem, a przy tym bardzo rzeczowe. Będę zaglądać:)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Dziękuję za tak miły komentarz :) Cieszę się, że moje pióro Tobie odpowiada. Pozdrawiam serdecznie

      Usuń

Prześlij komentarz