Jægersborg Dyrehave w Danii. Ogromny las, w którym żyją tysiące jeleni

Podmokłe duńskie lasy

Brzmi to jak niezła ekstrawagancja - pojechać do Danii, aby przespacerować się po tamtejszych lasach. Biorąc pod uwagę, że zalesienie tego nordyckiego kraju ledwo przekracza 14 proc., możemy uznać, że półdniowa wędrówka po Jægersborg Dyrehave ("jeleni park") była czymś naprawdę wyjątkowym. 

Wiosenna wizyta w Kopenhadze miała być przede wszystkim spotkaniem towarzyskim z paczką starych znajomych. Każde z nas żyje obecnie w różnych krajach i jako miejsce ponownej schadzki zgodnie wybraliśmy stolicę Danii. Wszyscy lubimy przyrodę i długie spacery, więc podczas jednego z dni wsiedliśmy w podmiejski pociąg i ruszyliśmy na wędrówkę po prawdziwym duńskim lesie, nie będąc do końca świadomym, jaką perełkę odkryjemy.

Jægersborg Dyrehave to leśny park położony na północ od Kopenhagi. Dawniej był on terenem łowieckim, zatem nie jest to przykład terenu całkowicie dziewiczego, ale tak czy owak możemy poczuć się tutaj wyjątkowo. Obszar 11 kilometrów kwadratowych zamieszkuje pokaźna populacja jeleni i danieli, której możemy doliczać się w tysiącach. Podczas spaceru niemal pewnym będzie, że natkniemy się na stado tych zwierząt.

Stado jeleniowatych na dużej łące

Jak stare jest Jægersborg Dyrehave?

Historia tego miejsca jako parku łowieckiego sięga XVII wieku. Wówczas król duński Fryderyk III zdecydował, aby miejscowy las znany wówczas jako boveskov (bukowy las) ogrodzić i zapędzić do niego wszystkie jelenie z okolicznych terenów. Pierwotny projekt nie został dokończony z powodu śmierci króla, ale jego następca - Christian V - miał lepszy pomysł. Podpatrzył on u francuskich władców nową metodę polowań na dzikie zwierzęta. Korzystali oni z pomocy psów. Wobec tego nakazał on powiększyć grodzony obszar aż do 16 kilometrów kwadratowych. Dzisiaj polowań się tutaj nie urządza, ale za to można robić inne rzeczy.

Co roku w pierwszą niedzielę listopada odbywa się tutaj Hubertus Hunt (polowanie na Hubertusa). Jest to wyścig konny przełajowy, w którym bierze udział ponad 100 zawodników. Trasa liczy 13 kilometrów, a przeszkód jest trzydzieści pięć. Po raz pierwszy ścigano się tutaj już w 1900 roku.

Po dawnej historii polowań królewskich pozostało do dzisiaj kilka pamiątek, a najbardziej słynną z nich jest... ermitaż. Nie chodzi o muzeum w Petersburgu, ani żadną jego kopię. Tak się nazywa w polskim, luźnym przekładzie pałacyk myśliwski w samym sercu lasu. Z jego okien rozpościera się niesamowity widok na Morze Bałtyckie w oddali. Zapewne ten pejzaż zauroczył wielu ludzi do tego stopnia, że las wraz z dwoma innymi zielonymi obszarami północnej części Zelandii został wpisany w 2015 roku na Listę Światowego Dziedzictwa UNESCO jako część unikalnego krajobrazu myśliwskiego.

Ermitaż lub po duńsku: Eremitagen
Tam w oddali ta woda to jeszcze Morze Bałtyckie

Jak dojechać do Jægersborg Dyrehave? 

Z dworców kolejowych w centrum Kopenhagi odjeżdżają regularnie pociągi podmiejskie. Jedna z linii prowadzi do miejscowości Klampenborg. To tam najlepiej rozpocząć wędrówkę. Miejsce jest popularne również z uwagi na bliskie sąsiedztwo najstarszego na świecie działającego wesołego miasteczka - Dyrehavsbakken. To miejsce jednak z kompanią ominęliśmy i od razu udaliśmy w sam środek lasu. W parku jest bardzo dużo dobrze utrzymanych ścieżek i dróg. Niektóre z nich są asfaltowe, inne piaszczyste, inne żwirowe. 

Jægersborg Dyrehave nie jest lasem gospodarczym, a zatem nie usuwa się z niego starych, powalonych drzew. Teren nie jest zupełnie płaski. Na większości obszaru dominuje rzeźba polodowcowa - są niewielkie wzgórza, pojedyncze stawy w zagłębieniach, miejscami zalane wodą łąki. Podejrzewam, że w zależności do sytuacji hydrologicznej sytuacja wygląda różnie. Zaawansowaną wiosną napotkaliśmy się na dość sporo podmokłych terenów. To właśnie takie krajobrazy wywarły na nas największe wrażenie. Kilka godzin wcześniej oglądaliśmy hałaśliwe centrum europejskiej stolicy, by niedługo później trafić w środek niemalże dzikiego lasu.

Woda, woda, wszędzie woda
Koniec kwietnia, ale początek świeżej zieleni
Raadvad - mała osada w samym środku lasu
Coraz ostrzejsze popołudniowe słońce podkręcało barwy krajobrazów

Wędrówkę po Jægersborg Dyrehave nie musimy kończyć z powrotem w Klamplenborg. Końcowa stacja innej linii kolejki podmiejskiej znajduje się także w Nærum, na zachód od północnej części lasu. Warto zahaczyć o tę miejscowość także z innego powodu. Słyszeliście mianowicie o "okrągłych ogrodach? Nie? To spójrzcie na ich zdjęcie z lotu ptaka. Niestety, nikt z naszej kompanii nie jest posiadaczem drona, a więc musieliśmy, podobnie jak wy teraz, cieszyć oko zdjęciami z sieci. Nie martwcie się jednak - "ziemski" spacer po tych ogrodach także przyniesie wiele przyjemności.

Okrągłe ogrody z lotu ptaka, źródło: Wikimedia Commons, CC-SA-4.0

De Runde Haver - tak brzmi duńska nazwa tego magicznego miejsca. Jest to nic innego jak ogródki działkowe. W takiej formie zostały one zaplanowane i wybudowane w latach 1948-52. Pomimo wielu lat miejsce wygląda jak nowe. Urokliwe drewniane domki, okrągłe działki grodzone żywopłotem i pedantycznie zadbana ogólna przestrzeń przyciągają wielu architektów z całego świata. Ze względu na popularność miejsca ogródki są otwarte przez większość dnia. Oczywiście na teren prywatnych działeczek wchodzić nie wolno.

Wzdłuż głównej alejki można spacerować i się zachwycać
- Puk, puk. Tutaj Bilbo Baggins mieszka?

Zwiedzanie okrągłych ogrodów przypadło już na późny wieczór, kiedy słońce wchodziło w swoją "złotą godzinę". Ostre promienie słońca wzmacniały wrażenia kolorystyczne z budzącej się do życia przyrody. W okolicy ogrodów była niemal idealna cisza, na masztach łopotała duńska flaga, w trawnik było wetkniętych kilka mniejszych. Zgodnie stwierdziliśmy, że to było najbardziej duńskie miejsce, w jakim byliśmy podczas naszego wyjazdu. Kosmopolityczna Kopenhaga dostarczyła wielu wrażeń, ale nigdzie nie poczuliśmy takiego hygge jak tutaj (bo jak tu pisać o chociażby skrawku Danii bez wspomnienia tej "filozofii"). 

Leśny i ogrodowy spacer dobiegał końca. Spalinowy skład kolejki zabrał nad z Nærum (z małą przesiadką) do stolicy. Ilość świeżego powietrza sprawiła, że usnęliśmy bardzo szybko. Chociaż łowieckie krajobrazy nam się nie śniły, to zostaną na pewno w pamięci na dłużej. Nie taka zielona Dania, jak ją malują? Jægersborg Dyrehave temu zdecydowanie przeczy.

Komentarze