Bajkowa Estonia podczas wielkich mrozów

stara zabudowa Viljandi

Kiedy zobaczyłem atrakcyjną promocję na LuxExpress nie mogłem nie zaryzykować. Kupiłem bilety do Estonii i było niemal pewne, że na tydzień na przełomie lutego i marca wrócę na stare śmieci. Dokładnie pół roku po powrocie z wolontariatu byłem znowu na północy Europy. Plan był prosty - jak najmniej planować, spotkać wszystkich tych, których tam poznałem i odpocząć. Udało się? I to nawet z nawiązką. Zobaczcie na poły fotograficzną relację z tygodniowego "wielkiego" powrotu do krainy Ugrofinów. 

Muszę wspomnieć, że miałem wyjątkowe szczęście do pogody. Nieźle zsynchronizowałem z wielką falą mrozów, które nawiedziły pół Europy w tym czasie. w Estonii niebo było niemal cały czas bezchmurne, nocami temperatura spadała do -22 stopni, a za dnia łaskawie podskakiwała do -17. Ale, jak mawiają "widziały gały, co brały". I moje widziały. Dziecięce podekscytowanie atakiem zimy towarzyszyło mi cały czas. 

Jak to jest wracać po dłuższym czasie do miejsc, w których człowiek mieszkał, pracował i oswoił się z nimi, jak z domem? Okazało się pół roku nie zdołało rozerwać żadnych więzów. Tallinn, Tartu i przede wszystkim Viljandi wyglądają niemal tak samo, jak je zostawiłem. I co najpiękniejsze w tym - ludzie nadal pamiętają. Współpracownicy z centrum młodzieżowego, znajomi z wolontariatu, dawni szefowie, dziewczęta z kawiarni Roheline Maja, czy nawet panie kasjerki w lokalnym markecie. Estońskie środowisko nawet wlecze się w swoim ślamazarnym tempie, jak dawniej. Ledwie wysiadłem z autobusu, a poczułem, że wszystko jest nadal takie ciche, wolne, nieco sielankowe, trochę dekadenckie. Jednym słowem - jak dawniej. 

Chodźcie na mały spacer przez trzy najbliższe mi miasta w Estonii. Przy Viljandi oczywiście zatrzymamy się na dłużej. ;-)

Tallinn pod śniegiem!
W końcu dotarłem do opuszczonego więzienia na wybrzeżu w Tallinnie
okręt morski przy Muzeum Lennusadam w Tallinnie
Kalamaja - drewniana dzielnica Tallinna, jak wiele innych zresztą;-)
 Zamarznięta rzeka Emajõgi w Tartu
Suppilinn, czyli kolejna drewniana dzielnica, tym razem w Tartu
"wszystko jest ok!" - pod ruinami katedry tartuskiej
Viljandi!!
niegdyś codzienny widok na drodze powrotnej z pracy..
"mieszkałem w willi(...)" - i to właśnie ta żółta po lewej stronie!
jedna z dziesiątek typowych, spokojnych uliczek w Viljandi
jezioro całkowicie zamarzło!
ten widok z ruin zamku chyba nigdy się nie zmieni
tor łyżwiarski wytyczony na zamarzniętej tafli jeziora!

Co dalej? Kiedy kolejna podróż? Co z tą Estonią? Przy powrotach z każdej podróży, małej czy dużej, pojawia się to pytanie o przyszłość. Estonia "zagrała" mi w sercu - to jest chyba nie do podważenia. Być może wrócę tu znowu na urlop, na chwilowy detoks od świata. I każdemu polecam ten kraj na najspokojniejszy, powolny urlop od zabieganej codzienności. Każdy z nas ma na pewno takie miejsce, gdzie lubi uciec na chwilę i myśleć, że nie ma go na "tym" świecie. Taki "nothing box". Tutaj pokazałem Wam moją Estonię, a u Was gdzie się znajduje "pudełko nic"? 

estońska i (też austriacka) ekipka na domówce-niespodziance z okazji mojego powrotu - ludzie są dobrzy!:-)
no i moja (chyba zadowolona) mordka na koniec tego wpisu;-)

Komentarze

  1. Ja najczęściej uciekam na chwilę oddechu nad Zalew Nowohucki w Krakowie. Godzinka nad zalewem wspaniale ładuje mi akumulatory, relaksuje i odświeża umysł, a trochę dalej to do Wiednia :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Czyli, jak widzę, klimaty miejskie potrafią zrelaksować? Naprawdę to działa? :)

      Usuń
  2. w moim przypadku działa, ale ja ogólnie niestereotypowa jestem :)

    OdpowiedzUsuń
  3. Pogoda marzenie! Zazdroszczę i to bardzo takich widoków :)

    OdpowiedzUsuń
  4. Pięknie wrócić choć na chwilę, gdzie myśli i moc pozytywnych wspomnień.

    Jadła pod dostatkiem. Z czym są te roladki i czy była sałatka z majonezem?

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sałatki tylko z majonezem, albo co lepsze ze śmietaną :) Roladki z mielonym mięsem, improwizacja kolegi z Austrii.
      Lepsza tam na zdjęciu jest sałatka owocowa z "wkładką" pochodzenia rosyjskiego ;-)))

      Usuń
    2. Z wkładkami trzeba uważać zarówno przy ustalaniu proporcji jak i spożyciu. Twarze gości uchachane, więc było w sam raz.

      Usuń
    3. Było w sam raz, dokładnie tak, jak piszesz! :)

      Usuń
  5. uwielbiam Estonię i od pewnego czasu chłonę wszystko, co z nią związane. dziękuję Ci za te wszystkie wpisy, które jeszcze bardziej rozbudzają mój entuzjazm i fascynację tym krajem :) zazdroszczę Ci takiej przygody, sama marzę o EVS-ie w tym miejscu. mam nadzieję, że też mi się uda ;)

    OdpowiedzUsuń
  6. przy okazji - może kiedyś jakieś slajdowisko związane z Estonią w Krakowie? :)

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Polecam EVS jako dobrą formę chwilowego pobytu zagranicą. Ale w każdym wyjeździe jest ważne, jakie jest nasze podejście do danego kraju. W głowie trzeba sobie dużo przepracować ;)

      Jestem otwarty na slajdowisko:) czekam na zaproszenie z konkretami:)

      Usuń
  7. Nadszedł czas, abym swoje wojaże ograniczyła do ościennych krajów. Dzięki za Estonię. Pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  8. Zima w Estonii wygląda cudownie! Nigdy nie miałam okazji tam być, ale czytając Twojego bloga inspirujesz i nakręcasz do wyjazdu w tamte rejony :)

    OdpowiedzUsuń

Prześlij komentarz