Myczkowce i Zwierzyń - wsie, które łączy San

W tytułowych miejscowościach byliśmy dokładnie w niedzielę. Był to drugi dzień słonecznego, wiosennego, kwietniowego weekendu, jaki spędziłem razem z geologiczną kompanią w okolicach Leska. O sobotnim spacerze na Korbanię, która znajduje się w Bieszczadach, już napisałem wcześniej. Dzisiaj pojedziemy w na wycieczkę po Górach Sanocko-Turczańskich. Jak na niedzielę przystało, nie była ta wielka górska wyrypa, a raczej objazdówka ze spacerem, który możemy odbyć nawet w "kościółkowych" butach. Atrakcje po drodze na pewno zatrzymają Waszą uwagę na dłużej. Nie ma co zbytnio przedłużać tego wstępu. Wsiadajmy w brykę i jedźmy!

Najpierw pojedziemy na południe od Leska. W stronę rzeki San i krętych meandrów, jakie wiją się poniżej zapory w Myczkowcach. Dowiedzmy się, jaka zagadka za tym stoi. Pierwszym przystankiem będzie Zwierzyń. Niewielka wieś, która przed wojną była w większości zasiedlona przez ludność bojkowską (ukraińską). Pamiątką po wielowiekowej historii wsi, której początków dopatruje się w XVI wieku, jest zachowana cerkiew greckokatolicka pw. Zmartwychwstania Chrystusa (obecnie kościół rzymskokatolicki). 

Zatrzymujemy się pod kościołem, ale wyjątkowo nie żeby przyglądać wnętrzu świątyni, ale żeby stanąć na pobliskim moście nad Sanem. Rzeka płynie sobie tutaj spokojnym nurtem, zobaczymy liczne rozlewiska, ptaszki będą śpiewać (nam śpiewały w tamten poranek) i ogólnie zrobi się romantycznie. Wprawne oko zauważy coś interesującego. "Coś mało wody w tym Sanie" - takie było moje wrażenie. I to jest prawda. 

Pomiędzy zaporą w Myczkowcach, a elektrownią wodną w Zwierzyniu (mały spojler: zaraz do niej pójdziemy) San płynie w niejako chudszy, bo część nurtu rzeki podczas budowy zapory w Myczkowcach poprowadzono podziemną sztolnią o przekroju 4,5 metra! Wszystko po to, by wyprodukować energię.

Mając już podstawy teoretyczne tego, co będziemy oglądać, wsiadamy z powrotem do naszej samochodowej dorożki i jedziemy dalej w stronę cudownego źródełka i elektrowni. Oczywiście spod cerkwi w Zwierzyniu możemy pójść także piechotą, kierując się zielonym szlakiem turystycznym. 

Jesteśmy przy źródle. To tutaj zgodnie z legendą znaleziono krzyż z 1. poł. XIII wieku, który miał pochodzić z miasta Limoges we Francji. Wg miejscowej tradycji, kiedyś planowano postawić tutaj cerkiew, ale kamienie przygotowywane pod budowę cudownie znikały. Uznano to za znak Boży i wykopano w tym miejscu studnię. I to w niej właśnie miejscowa niewiasta znalazła ten stary, średniowieczny krzyż. Miejsce wokół studni było otoczone czcią przez długie lata. Zarówno za czasów bojkowskich, jak i teraźniejszych polskich uznaje się, że woda ma cudowne właściwości. Odbywają się tutaj odpusty, a miejsce zdaje się rozwijać. Poza studnią zobaczymy tutaj całą infrastrukturę towarzyszącą takim miejscom. Jeśli będziemy podróżować samochodem, to możemy tutaj także zaparkować.

Po oględnym rekonesansie udaliśmy się w kilkukilometrowy spacer. Spod źródełka wiedzie całkiem wygodny chodnik w stronę elektrowni wodnej w Zwierzyniu. San w tych okolicach wije się przez malowniczy przełom, który jest zalesiony po obu stronach. Podchodząc pod budynek elektrowni należy zwracać uwagę na znaki  informacyjne. Tamtej niedzieli zupełnie bez problemu mogliśmy przyjrzeć się wylotowi tej "betonowej rury" w środku góry, którą spływa znaczna część wody w Sanie. 

Obserwowanie zjawiska, jak mieszają się wody z naturalnego koryta Sanu razem z tymi ze sztolni, jest całkiem hipnotyczne. Ponadto okolica jest bezludna, a jedyną oznaką cywilizacji jest tylko wspomniana elektrownia, która zgrabnie komponuje się w lesisty krajobraz zakoli Sanu.

to tutaj wylewa się woda z podziemnej sztolni, która swoją siłą spływu produkuje energię

Zachwyceni zjawiskiem wylewania się wody ze środka góry? To idziemy dalej. Pomiędzy Zwierzyniem i Myczkowcami znajduje się gęsta sieć lokalnych ścieżek i szlaków. My udaliśmy się "na czuja" schodami na przełęcz, z której prowadził chodnik do zapory w Myczkowcach. Pod drodze jeszcze się zatrzymaliśmy na chwilę, bo uwagę naszych... nosów przykuł pachnący i rosnący w zagajniku czosnek niedźwiedzi.

Jesteśmy pod drugiej stronie doliny. Może przeżyjemy niewielkie zdezorientowanie, bo okaże się, że rzeka płynie niejako w drugą stronę. Nic bardziej mylnego. Wszystko jest w porządku. To po prostu San, który w Myczkowcach jeszcze płynie "prosto", aby lada moment zawrócić o 180 stopni.

nieco "martwy" San poniżej zapory

Znajdujemy się już we wsi, której nazwę więcej ludzi skojarzy, a to za sprawą Jeziora Myczkowskiego. Sztucznego zbiornika o powierzchni 2 km2. Zaporę w tym miejscu budowano już w latach 20. XX wieku, ale dzisiejszy wygląd uzyskała po rozbudowie w latach 1956-60. To Myczkowce są pierwszą powojenną zaporą w Polsce - tak, są starsze także od sąsiedniego zbiornika na Solinie. 

W Myczkowcach można zabawić na dłużej. Nasz pobyt był raczej należący do tych rachitycznych i szybkich, polegających na obejściu głównych atrakcji dookoła i powrocie tą samą drogą (zresztą kwietniowe obostrzenia epidemiczne na niewiele pozwalały). 

Warto zatrzymać się dłużej przy miejscowej cerkwi greckokatolickiej, która pochodzi z początku XX wieku. Obecnie oczywiście jest to kościół rzymskokatolicki. W centrum Myczkowiec zachowały się także resztki spichlerza dworskiego z 1. poł. XVII wieku. Latem natomiast na pewno można się zatrzymać się tutaj na dłużej w jednej z wielu knajp, ogródków letnich i restauracji. A jeśli nie jedzenie Wam w głowie, to dłuższa zaduma na zaporze z widokiem na górę Grodzisko na pewno Was uspokoi.

Dystans między Zwierzyniem a Myczkowcami, idąc przez górę, można spokojnie pokonać pieszo. Jest to niewielka odległość, a kontakt z przyrodą będziemy mieli gwarantowany. 

ostatni rzut oka na Jezioro Myczkowskie

Na sam koniec słonecznej niedzieli udaliśmy się jeszcze w jedno miejsce, które każdy miłośnik szerokich panoram powinien odwiedzić. Mowa o Bezmiechowej. Wsi położonej na północ od Leska. Dokładnie w Bezmiechowej Górnej, na szczycie góry Kamionka (631 m n.p.m.), znajduje się szybowisko, którego głównym użytkownikiem jest Akademicki Ośrodek Szybowcowy Politechniki Rzeszowskiej. Na samą górę można wyjechać tak samochodem, jak i na rowerze. A widoki mówią same za siebie.

W kierunku południowym zobaczymy szeroką panoramę na Bieszczady oraz północną część Gór Sanocko-Turczańskich. Przy dobrej widoczności (a taką mieliśmy podczas naszej wycieczki) dostrzeżemy nawet połoniny (wówczas jeszcze ośnieżone)! 

widać? nie widać? trochę widać!

Umiecie szybować? Nie? Nic nie szkodzi. Możecie z górki się również... sturlać. Ale ostrożnie, bo przy braku kontroli czeka nas turlowisko ponad 650 metrów w dół. :-)

Co można na sam koniec tamtej niedzieli powiedzieć? Że mikropodróże to świetny pomysł na niejeden weekend. Mając bazę w takim Lesku czy Ustrzykach Dolnych niekoniecznie musimy wyjeżdżać w najbardziej znane szlaki wiodące na Tarnicę czy Połoninę Wetlińską. Wystarczy spojrzeć bliżej na mapie, a ciekawostki przyrodnicze mogą znaleźć się tuż za rogiem!

Komentarze